piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 22

Dla Natived, bo jest kochana i niesamowicie motywuje. ♥
_________________________________________________________________

Nim jeszcze otworzyła oczy, poczuła, że leży na czymś miękkim. Niechętnie spróbowała unieść powieki, ale oślepiło ją jasne światło. Po chwili spróbowała znowu, było trochę lepiej.
- Budzi się – usłyszała głos swojej przyjaciółki.
Zebrała w sobie całą wolę i  otworzyła oczy. Nie od razu zrozumiała, gdzie jest. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Podniosła się do pozycji siedzącej i poczuła silny ból głowy. Na krześle po jej prawej stronie siedziała Ginny i patrzyła na nią z uśmiechem.
- Co…? – zaczęła, ale przerwała jej Weasley.
- Zemdlałaś w dormitorium, na szczęście przyszliśmy do ciebie z Blaisem chwilę później – odpowiedziała na niezadane jeszcze pytanie.
- Dzięki, Ginny, jesteście wspaniali. A gdzie Blaise?
Ruda nie musiała odpowiadać, bo w tej chwili otworzyły się drzwi do gabinetu, wyszli z nich Pani Pomfrey i czarnoskóry chłopak.
- Wypij te eliksiry, kochana. Jak się czujesz? – zaczęła pielęgniarka, gdy tylko znalazła się przy łóżku pacjentki.
- Całkiem dobrze, boli mnie tylko głowa.
- Och tak, to raczej normalne, jeśli chcesz, możesz już wrócić do dormitorium. Nie idź tylko jutro na lekcje.
- Dziękuję pani – uśmiechnęła się Gryfonka biorąc kilka fiolek od kobiety.
 Z niewielką pomocą Ginny i Zabiniego doszła do dormitorium, wzięła prysznic i postanowiła iść na obiad z przyjaciółmi.
Diabeł poszedł do stołu Slytherinu, natomiast dziewczyny usiadły z resztą Gryfonów.
- Ominęło mnie coś ciekawego? – zapytała Hermiona.
Ginny jednak nie zdążyła odpowiedzieć.
- Chciałam powiadomić was o pewnej bardzo istotnej sprawie – dyrektorka stała przy mównicy i z bardzo poważną miną lustrowała pomieszczenie wzrokiem. – Wczoraj wieczorem zaginęła uczennica. Jest to Ślizgonka, Astoria Greengrass. Każdy, kto posiada jakiekolwiek informacje na ten temat ma obowiązek zgłosić się do opiekuna swojego domu lub bezpośrednio do dyrekcji. Dziękuję za uwagę.
Kiedy tylko nauczycielka usiadła, po Wielkiej Sali przetoczyła się fala szeptów. W zamku już dawno nie wydarzyło się coś tak ciekawego, więc teraz każdy rozmawiał o zniknięciu dziewczyny. Hermiona również była ciekawa, co się stało i nawet zrobiło jej się żal dziewczyny, dopóki nie przypomniała sobie, ile złego wyrządziła jej w tym roku.
Nałożyła sobie na talerz trochę jedzenia i zaczęła konsumować posiłek. W pewnej chwili poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i spojrzała na stół Slytherinu. Draco siedział obok Blaise’a i nawet nie ukrywał, że ją obserwuje. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, posłał dziewczynie nikły uśmiech. Hermiona odwróciła wzrok, nie miała zamiaru odwzajemniać tego gestu. Zjadła jeszcze trochę i szybkim krokiem wyszła z Wielkiej Sali.
Następnego dnia wstała rano i dopiero po chwili przypomniała sobie, że musi zostać w dormitorium. Niechętnie wróciła do łóżka i wypiła eliksir. Stwierdziła, że jeśli nie idzie na lekcje, zacznie w końcu przygotowywać się do OWTM-ów. Za każdym razem, kiedy miała taki zamiar, ktoś musiał jej przerwać. I tym razem nie było inaczej. Po mniej więcej godzinie, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Wstała z łóżka, założyła na siebie szlafrok i wyszła z sypialni do salonu. Kiedy tylko uchyliła drzwi, usłyszała znajomy głos.
- Hermiona, proszę porozmawiajmy.
- Sądzę, że nie mamy o czym.
- Proszę cię, wysłuchaj mnie, znam już całą prawdę – w głosie młodej Riddle było słychać rozpacz i cos jakby desperację, właśnie to skłoniło Gryfonkę do wpuszczenia dziewczyny do środka.
Otworzyła szerzej drzwi, a Ślizgonka weszła do salonu. Rozejrzała się po nim przelotnie, jednak już po chwili skierowała wzrok na Granger. Prefekt Naczelna wskazała ręką na sofę, na której kilka sekund później siedziały obie.
Venus czekała aż Hermiona się odezwie, jednak, jako że nic takiego nie nastąpiło, w końcu zaczęła.
- Hermiona, ja, nie wiem jak to powiedzieć, co w ogóle powiedzieć i od czego zacząć…
- No wiesz, najlepiej prawdę, od początku – rzuciła oschle.
- Wtedy na tej imprezie, Draco pokłócił się z Astorią. Ona rzuciła na nas Imperio, później wymazała pamięć.
- No tak, te bajkę już słyszałam.
- Ale to prawda! Nie zrobiłabym ci czegoś takiego! I tak już dla wszystkich jestem tylko córką Voldemorta! Nikogo nie obchodzi, że jestem miła, staram się nikomu nie wchodzić w drogę – do jej oczu zaczęły napływać łzy. – Astoria tylko pogarszała sprawę. Zawsze mnie nienawidziła i mnie oczerniała. Właściwie nie wiem dlaczego. Tobie też wyrządziła wiele krzywd…
- Zaraz, zaraz. Dlaczego mówisz w czasie przeszłym? – Hermiona po raz pierwszy odkąd dziewczyna tu weszła przyjrzała się jej.
Miała niedokładnie zrobiony makijaż, teraz rozmazany od łez, nierozczesane włosy i pomięte ubranie. Jej twarz wyglądała na zmęczoną, a pod oczami miała cienie. W oczach błyszczała jakaś dziwna iskra… histerii?
Venus roześmiała się. Był to śmiech całkowicie pozbawiony humoru. Śmiech szaleńca. Hermiona mimo, że była prawdziwą Gryfonką, przestraszyła się. Nie wiedziała jeszcze, co takiego się wydarzyło, ale wiedziała, że nie było to nic dobrego.
- Venus?
- Zabiłam ją! Należało jej się! To była zwykła szmata, wyrządzała tylko krzywdę i wszystko niszczyła! Wczoraj wieczorem się z nią kłóciłam. Znów obrażała moja matkę, zawsze mi to robiła. Nie wytrzymałam! – śmiech ustąpił miejsca łzom.
Riddle rozpłakała się na dobre. Po chwili przystawiła różdżkę do skroni i za jej pomocą wyjęła wspomnienie. Hermiona umieściła je w buteleczce po eliksirze i schowała do kieszeni. Obejrzy to później. Teraz musiała się zastanowić, co zrobić ze Ślizgonką, która teraz siedziała na kanapie i nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w ścianę. Z kącików oczu nadal płynęły łzy.
- Venus, poczekaj tu, ubiorę się i pójdziemy do profesor McGonagall – stwierdziła, że to będzie najlepsze rozwiązanie, ta dziewczyna nie była zdrowa i należało jej pomóc.
Szybko poszła do sypialni i na koszulkę narzuciła bluzę. Wyszła z pokoju i ku swojemu przerażeniu, nie zastała tam dziewczyny.
Wyszła z dormitorium i rozejrzała się po korytarzu, tam też jej  nie było. Zastanawiała się, gdzie mogła iść. Nagle jej wzrok padł na schody, które prowadziły na wieżę astronomiczną. „Tylko nie to!” przebiegło jej przez myśl. Biegiem ruszyła krętymi schodami. Zdyszana stanęła na szczycie i zobaczyła Ślizgonkę stojącą na murku.
- Venus, nie rób tego – powiedziała cicho, ale brunetka to usłyszała.
- Muszę Hermiono. Mam nadzieję, że ułoży ci się z Draco – powiedziała.

Posłała do Gryfonki lekki uśmiech i skoczyła.

___________________________________________________________
Witam :3
Dosyć dawno mnie tutaj nie było ;-; Mogłabym napisać, że korzystałam z wakacji i takie tam, ale ja nie kłamię XD 
Siedziałam praktycznie 24/7 przed komputerem, próbowałam coś napisać i nic nie wychodziło. 
Rozdział mi się nie podoba, nie wiem, co Wy o nim sądzicie. Wyraźcie opinię w komentarzu ;)
No i ten, chyba powoli zbliżamy się do końca. 
Jeśli już o kończeniu, wakacje się kończą. Jak Wam minęły? Szczerze powiedziawszy, mi średnio. Przygotowani psychicznie na wielki come back do szkoły? XD Ja też nie ;-;
No i tak na zakończenie mojej chaotycznej wypowiedzi, mam nadzieję, że wybaczycie mi jakość tej notki. Od dwóch tygodni nie mogę spać, jestem zmęczona i już widzę objawy jesiennej depresji.
 No tak i rozdział nie sprawdzony, bo już nie mam siły ;-;
No w każdym razie, do szybkiego, mam nadzieję, napisania! :D
Pozdrawiam, Mrs Black ♥

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 21

Resztę dnia przeleżała, wpatrując się tępo w sufit. Łzy po kilku godzinach się skończyły, a ona wciąż leżała na łóżku i patrzyła w jeden punkt. Nie wpuszczała do siebie nikogo, nawet Ginny. Nie schodziła na posiłki. Na początku myślała o tej sytuacji, jednak później w jej głowie zapanowała pustka. Bo co miała myśleć? Co się stało to się nie odstanie, ale boleć będzie nadal. Może kiedyś przejdzie. Ale czy naprawdę czas leczy rany? Czy może tylko przyzwyczaja do bólu? W tej chwili wydawało jej się, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Człowiek powinien stawać się przez to silniejszy. Ona musiała być naprawdę silna. Przez siedem lat znosiła poniżania ze względu na swoje pochodzenie, głównie od jednej osoby, przeżyła wojnę, zakochała się w mężczyźnie, który jej nienawidził, udawał, że czuje do niej coś innego niż niechęć, w międzyczasie straciła rodziców, najprawdopodobniej już na zawsze i pogorszyła kontakt z przyjaciółmi. Mimo to codziennie na jej ustach gościł uśmiech. Jeśli ktoś jej nie znał, mógł myśleć, że jest bardzo pozytywną osobą, która nie rozpamiętuje przeszłości i nie martwi się tym, co będzie jutro, że żyje chwilą. W gruncie rzeczy, Hermiona Granger była zniszczona od środka. Gdyby duszę dało się zobaczyć, jej byłaby w fatalnym stanie. Cała w rysach, zadrapaniach, mniejszych i większych, siniakach i tym podobnych skazach. Może się wydawać, że wystarczy jeszcze choćby otarcie i ta dziewczyna rozpadnie się psychicznie. I to, że pomimo młodego wieku była tak zmęczona życiem, to bagaż doświadczeń, inteligencja, mądrość i oczytanie sprawiła, że gdzieś tam, wewnątrz, tlił się płomyczek nadziei, że kiedyś będzie zdolna do szczęścia.
Nie wiedziała, która była godzina, może coś około północy, gdy zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Odkręciła kurek i do wanny napełniającej się wodą dolała malinowy płyn do kąpieli. Rozebrała się do naga i zanurzyła w wodzie. Mięśnie zaczęły się rozluźniać, a ona poczuła chwilową ulgę. Zdawała sobie sprawę z tego, że to krótkotrwałe uczucie i że za kilkanaście minut wszystko wróci do „normy”.
W niedzielę wstała bardzo wcześnie. Postanowiła zejść na śniadanie, o tej porze w Wielkiej Sali nie powinno być nikogo, a ona odczuwała głód, nie jadła  nic od piątku. Po kilku minutach była już ubrana, a po kilkunastu kolejnych znalazła się w wielkiej Sali. Usiadła przy stole Gryffindoru i odruchowo przeczesała pomieszczenie wzrokiem. Był tam. Siedział sam, na końcu stołu i wyglądał na bardzo zmęczonego, zupełnie jakby nie spał całą noc. Gryfonka prychnęła w duchu.
Miała już wychodzić z Wielkiej Sali, kiedy w drzwiach pojawiła się Venus. Podeszła do stołu Ślizgonów, jakby nic się nie stało i nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem. Hermiona naprawdę się zezłościła. Wstała od stołu i opuściła pomieszczenie.
Obiecała sobie, że przestanie się tym przejmować. Bo po co? Miała teraz inne zmartwienia. Okropnie zaniedbała  naukę. Jak to możliwe, że Hermiona Jean Granger nie uczyła się jeszcze do OWTM-ów, które zaczynały się za niecałe cztery miesiące?
Wyjęła z torby pergaminy, na których miała zapisany temat wypracowania na Transmutację. Jako, że lubiła mieć wszystko idealnie dopracowane musiała iść do biblioteki po dodatkowe książki. Niechętnie zabrała torbę, wrzuciła do niej wszystko co potrzebne i wyszła z dormitorium.
Wertowała właśnie opasłą księgę, kiedy ktoś usiadł naprzeciwko niej.
- Jak się masz, Hermiono? – usłyszała ten głos i natychmiast coś w niej pękło.
- Jak się mam – oderwała wzrok od książki i gwałtownie wstała z miejsca. –Ty pytasz jak się mam?! Rozumiem, że możesz mnie nie lubić, chociaż swoją drogą nie wiem dlaczego, ale to jest przegięcie!
- O co ci chodzi? – Ślizgonka też się zdenerwowała.
- Po tym co mi zrobiłaś pytasz o co chodzi?! – jej włosy się naelektryzowały, a oczy zdawały się ciskać błyskawicami. – Jesteś zwykłą szmatą!
Gryfonka migiem zebrała swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszła z biblioteki. Olała zadanie i skierowała się ku wyjściu z zamku. Nie przejmowała się tym, że był środek stycznia, na ziemi leżała spora warstwa śniegu, a temperatura wynosiła około dziesięciu stopni poniżej zera. Była wściekła.  Jak ta dziewczyna mogła do niej podejść i tak po prostu zapytać jak u niej.  Szczyt bezczelności! Najpierw zabiera jej chłopaka, a później próbuje normalnie rozmawiać. Och, a może ona nie wiedziała, że Granger wszystko widziała?
Nie widząc gdzie idzie, zatrzymała się dopiero, gdy usłyszała pod stopami szczęk lodu. Spojrzała w dół. Stała na zamarzniętym jeziorze. Zrobiła krok do tyłu i zaczęła iść wzdłuż brzegu. Spacerowała od kilku minut, kiedy trafiła na jakieś małe molo. Usiadła na nim. Dopiero wtedy złość zaczęła z niej ulatywać, a dziewczyna poczuła otaczający ją chłód. Mimo to nie chciała wracać do zamku. Gdyby miała różdżkę, mogłaby przywołać jakąś kurtkę. Oparła się na rękach i zamknęła oczy. Po chwili poczuła, że coś ciepłego ląduje na jej ramionach. Odchyliła powieki i zobaczyła nad sobą Blaise’a z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego kurtka aktualnie znajdowała się na ramionach dziewczyny. Usiadł obok niej i zaczął wpatrywać się przed siebie.
- Co tu robisz? – zapytała Hermiona po chwili milczenia.
- Siedzę – odpowiedział, nie przerywając poprzedniej czynności.
- Diable! To nie jest zabawne. Po co tu przyszedłeś?
- Słyszałem o sytuacji w bibliotece – oderwał wzrok od krajobrazu rozciągającego się przed nimi i popatrzył w twarz dziewczyny.
- Ach tak? Od kogo?
- Czy to ważne?
Popatrzyła na niego wzrokiem, którego wystraszyłby się sam Lord Voldemort.
- Ech… Venus mi opowiedziała i zapytała, czy wiem o co ci chodzi – odparł.
- I jak? Wiesz o co mi chodzi? – złość zaczęła powracać.
- Miona, wiem jak musisz się czuć. Ale Draco nie zrobił tego z własnej woli. Jesteś dla niego zbyt ważna.
Popatrzył jej prosto w oczy, jego ciemnoszare tęczówki prześwietlały ją na wylot. Dziewczyna nie mogąc znieść tego spojrzenia, odwróciła głowę.
- Tak. Jestem dla niego taaaka ważna. To pewnie dlatego liże się z innymi laskami, kiedy nie ma mnie w pobliżu -  warknęła z ironią.
- To naprawdę nie było tak… - zaczął.
- To jak?! – wybuchła.
- Nie ja powinienem ci o tym mówić – wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. – Idziesz?
Gryfonka wstała, bez pomocy chłopaka, na znak, że jest obrażona. Ślizgon tylko pokręcił z politowaniem głową. Większą część drogi przebyli w ciszy. W sali wejściowej odezwała się Hermiona:
- Blaise… Gratulacje. Wiem, że oświadczyłeś się Ginny.
Chłopak nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko.
- Ale jeśli ją skrzywdzisz, będę musiała cię powiesić za jaja – uśmiechnęła się uroczo w jego stronę i ruszyła schodami na górę.
~*~
Leżała na sofie przy kominku, przykryta grubym kocem i z kubkiem gorącego kakao w dłoni. Bezskutecznie próbowała skoncentrować się na podręczniku do Eliksirów. Przeszkadzało jej w tym między innymi ciągłe kichanie. Spacer po błoniach w środku zimy bez kurtki nie był dobrym pomysłem. Czuła się fatalnie. Chwyciła ze stolika różdżkę i wypowiedziała krótkie zaklęcie. Pojawiły się przed nią małe, czerwone cyferki. Z trudem je odczytała. Miała prawie czterdzieści stopni gorączki. Miała zamiar wziąć szybki prysznic i iść spać. Wstała z sofy. Zdecydowanie za szybko. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamki. „Tylko nie to” przemknęło jej przez myśl, a później była już tylko ciemność…
*****
- Dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczała dziewczyna
- Bo nie mogłam pozwolić, żeby taka szlama jak ona namieszała mu w głowie! – odparła z wrednym uśmiechem druga Ślizgonka.
- Słyszysz co mówisz? Jesteś nienormalna Greengrass. Zniszczyłaś ich relacje, a do tego moją reputację, na którą tak długo pracowałam!
- Jaką reputację? Nie oszukuj się. Zawsze ludzie będą na ciebie krzywo patrzeć, bo jesteś córką Voldemorta! Zresztą powinnaś być mi wdzięczna. Draco nigdy by się tobą nie zainteresował. Dzięki mnie przynajmniej przez chwilę spojrzał na ciebie inaczej – jej uśmiech był pełen jadu.
- Nie rozumiem cię! Jesteśmy rodziną, a ty mnie nienawidzisz. Najpierw te plotki, a teraz coś takiego. Dziewczyno, otrząśnij się i zacznij żyć normalnie!
- Och, plotki? Czyli nie jest prawdą, że twoja matka puszczała się na prawo i lewo i wpadła akurat z Riddle’m?
- Jak śmiesz! – dziewczyna błyskawicznie wyjęła różdżkę z kieszeni. – Imperio.

Jasnoniebieski strumień światła uderzył w niczego niespodziewającą się Ślizgonkę. Jej oczy zaszły mgłą, a na twarzy nie było już tego złośliwego uśmiechu. Jedynie pustka…

________________________________________________________________
Konbanwa! :D
Czyli dobry wieczór xd
Rozdział jest, nie sądziłam, że napisanie go zajmie mi aż tyle czasu. Sama nie wiem, co o nim myśleć. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał ;)
Nie sprawdzałam, bo jak zwykle, skończyłam pisać przed chwilą. Gdyby były jakieś błędy, dajcie znać w komentarzu. Ogólnie, liczę na kilka szczerych komentarzy ;)
Pozdrawiam i do nn,
Mrs Black ♥