poniedziałek, 10 listopada 2014

Teraz może być tylko lepiej.

Bezszelestnie otworzył ciemne, mahoniowe drzwi i wyszedł z ponurego dworu. Po kilku minutach, kiedy znalazł się poza posiadłością, teleportował się z cichym pyknięciem. Aportował się na małej polanie w sosnowym lesie. Dzień był ponury. Z szarych chmur spadały krople zimnego deszczu. Z kieszeni płaszcza wyjął różdżkę, wymruczał coś pod nosem i w jego ręce pojawiła się biały kwiat. Szybkim krokiem ruszył w kierunku wąskiej ścieżki. Kilka chwil później znalazł się na skraju lasu, jednak nie przerwał swojego marszu. Szedł na szczyt niewielkiego wzgórza. Po chwili jego oczom ukazało się smukłe, metalowe ogrodzenie. Przeszedł przez bramkę. Przemierzając alejki pomiędzy nagrobkami, szukał tego, który go interesował. Nie zajęło mu to długo. Był nowy, wykonany z jasnego, niemal białego marmuru. Podszedł i położył roślinę na kamiennej płycie.
Spojrzał na złote litery układające się w jej imię. Imię dziewczyny, która spojrzała na niego inaczej. Na którą on spojrzał inaczej. Wszystkie wspomnienia wróciły w jednej chwili.

Szósta klasa. Stał na wieży astronomicznej. Panowała ulewa, jasne błyskawice przecinały niebo. Nie przeszkadzało mu to. Strugi wody spływały z jego platynowych włosów na twarz. Z fascynacją patrzył na pioruny, myślał o wszystkim, o zadaniu, które musiał wykonać, o Czarnym Panu, o swojej przyszłości, jeśli takową posiadał. W końcu postanowił wrócić. Odwrócił się i zobaczył ją. Stała na szczycie schodów, z książką w ręku. Nie wiedział, jak długo tam była. Spojrzał jej w oczy. Ona dostrzegła w nich ból i zmęczenie. Wyminął ją bez słowa i ruszył w dół.

Usiadł na małej ławce przed grobem. Wiedział, że nie powinien tu być, jednak nie mógł odejść.

Dostał szlaban od McGonagall. Ona też. Podczas długiego, nudnego sprzątania klasy do Transmutacji, zamienił z nią kilka słów. Wtedy zorientował się, że to, co o niej myślał, nie było prawdą. Była taka… zwyczajna. Zwykła dziewczyna, mimo, że inna, to jednak podobna do wszystkich. Z pewnością nie gorsza od czysto-krwistych arystokratek. Może nawet lepsza. Zawsze myślał, że jeśli pochodzi z rodziny mugoli, nie zasługuje na naukę w Hogwarcie, na różdżkę, na przebywanie wśród „prawdziwych” czarodziejów. 

Pustym wzrokiem wpatrywał się nagrobek. Żałował, że nie zauważył jej piękna wcześniej.

Wszedł do łazienki i oparł ręce o umywalkę. Zamknął oczy i spuścił głowę. Nie mógł tego znieść. Nie mógł wytrzymać. Nie mógł zabić. Ale musiał. Przede wszystkim dla swojej matki. Odkręcił wodę i obmył nią twarz. Spojrzał w lustro. W pierwszej chwili zauważył tylko swoje cienie pod oczami. Później dostrzegł Ją w odbiciu. Stała w drzwiach i patrzyła na niego z niepokojem. Odwrócił się i chciał wyjść, udając, że jej nie widzi. Nie pozwoliła. Złapała go za rękę i bez słowa poprowadziła do Pokoju Życzeń. Rozmawiali. Długo. Prawie całą noc. Oboje tego potrzebowali. Oboje spodziewali się wojny. Oboje wiedzieli, że będą musieli walczyć. Oboje przeczuwali, że staną po przeciwnych stronach. Oboje też wiedzieli, że zwycięży tylko jedna z nich. Oboje byli samotni.
Rozstali się słowami ‘Teraz może być tylko lepiej’.

Reszty nie chciał sobie przypominać. Wspomnienie tortur, jakie znosiła na jego oczach, było zbyt bolesne. O Bitwie o Hogwart też wolał nie myśleć. Mógł coś zrobić. Znaleźć ją. Zginąć zamiast niej.


Odchodząc, po raz ostatni spojrzał na napis Hermiona Jean Granger. Już nigdy miał tu nie powrócić. 


__________________________________________________
Witam :3
Dosyć długo mnie tu nie było. Mam dla Was miniaturkę, którą zaczęłam pisać już dawnooo temu. Dosyć smutna, dosyć adekwatna do mojego obecnego nastroju :v
Ale nie będę Was tym zadręczać.
Mam nadzieję, że ktoś tu czasem zagląda i to przeczyta :D
Dajcie znać w komentarzach, co myślicie ;)
Trzymajcie się ciepło ♥
Mrs Black

niedziela, 12 października 2014

Sowa #4

Dzień dobry :3
Chciałam Was poinformować, że wróciłam do mojego opowiadania Scorose , więc serdecznie zapraszam :3 Mam nadzieję, że ktoś będzie to czytał i wyrazi opinię w komentarzu ;)
Co do tego bloga, mam zamiar dodać tu czasem jakąś miniaturkę, więc zaglądajcie od czasu do czasu ;)
Pozdrawiam, Mrs Black

sobota, 4 października 2014

Rozdział 24. Epilog.

Więc dziś ogłoszenia parafialne na początek. Napisałam, że będzie jeszcze jeden rozdział i epilog. Ale po kilku(nastu) próbach napisania rozdziału i epilogu, które byłyby dosyć dobre, nie zniszczyły wszystkiego i nie były nudne, zrezygnowałam. Tak więc dzisiaj rozdział 24, ostatni rozdział tej historii. 
I chyba muszę się do czegoś przyznać ;-;
Kiedy zaczynałam to pisać, nie sądziłam, że dotrwam do końca. Miałam gotowy tylko ogólny zarys fabuły (nudnej i dosyć schematycznej, nawiasem mówiąc .-.) i kilka pierwszych rozdziałów. Chciałam napisać opowiadanie, bo tego jeszcze nie robiłam. A w życiu chcę spróbować wszystkiego, o ile będzie taka możliwość.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali, komentowali. Szczególnie tym, którzy dawali rady, mówili, co mam zmieniać, poprawiać. Chcę też Wam pogratulować, że daliście radę przeczytać TO wszystko xd
Mam małą prośbę. Jeśli czytałaś to opowiadanie, zostaw komentarz, żebym wiedziała,  ile osób ze mną było ;)
I chyba nie będę przedłużać, oddaję Wam epilog, który jest... dziwny.



Dla Ciebie, jeśli to przeczytałeś ♥


- Panna Hermiona Granger! – kiedy kobieta to powiedziała, wróciła do Wielkiej Sali.
Popatrzyłam na Draco ze strachem w oczach. To był ten dzień. Dziś zdawałam OWTM-y. Ślizgon siedział na krześle obok i wyglądał, jakby w ogóle nie obchodziło go to, że dzisiejsze testy są jednym z ważniejszych dni w jego życiu.
- Na co czekasz? Przecież potrafisz to wszystko doskonale – powiedział, widząc, że nie mam zamiaru ruszyć na egzamin. – Część teoretyczna na pewno poszła ci świetnie, z praktyką będzie to samo.
Wstał, złapał mnie za rękę i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Kilka osób siedzących z nami w pomieszczeniu popatrzyło na to z niesmakiem. Niektórzy, a zwłaszcza dziewczyny, którym podobał się MÓJ narzeczony, nadal nie mogły zaakceptować naszego związku. Sama długo nie mogłam przywyknąć do tego, że przez ten rok nasze relacje zmieniły się diametralnie. Oczywiście nadal często się sprzeczamy,  czasem dla zabawy, czasem o wiele poważniej. Jednak zawsze się godzimy. Mam wrażenie, że to zbliża nas do siebie jeszcze bardziej. Mimo, że jesteśmy całkowicie inni, nie potrafimy bez siebie żyć. Jak to mówią mugole, przeciwieństwa się przyciągają. Mogę się zgodzić w stu procentach, ja i Draco uzupełniamy się, chociaż na pierwszy rzut oka jesteśmy całkiem inni. Ja spontaniczna i naturalna, on z pozoru zimny i obojętny. Ja jestem Gryfonką, on Ślizgonem. On jest arystokratą, ja szlamą. Kilka lat temu, nawet nie pomyślałabym, że mogę kochać właśnie jego. Ba, był ostatnią osobą, na którą mogłabym popatrzeć w ten sposób. Teraz, po wojnie, po stracie tylu bliskich, rodziców, przyjaciół, znajomych, po moim ostatnim roku w Hogwarcie, który był… inny, mogę powiedzieć, że w końcu jestem szczęśliwa.  Mimo, że Harry’emu i Ronowi nie do końca odpowiada nasz związek. Mimo, że nie mogą zaakceptować Draco. Mimo, że oddaliłam się od nich nieznacznie. Mimo wszystko. Jestem szczęśliwa.
Ścisnęłam jego rękę, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi. Rozpoczął się mój ostatni egzamin w tej szkole.
***
- A czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz Draco Lucjusza Malfoya za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Tak – wypowiadam z uśmiechem na twarzy.
- Ogłaszam was mężem i żoną.

Osiemnasty czerwca 2005 roku mogę oficjalnie uznać za najlepszy dzień mojego życia. Dziś wzięłam ślub z najważniejszym dla mnie mężczyzną. Mam piękny dom, stałą pracę, kochającego męża. Czego chcieć więcej? Lepszej przyszłości nie mogłabym sobie wymarzyć, bo w końcu, to życie pisze najpiękniejsze historie.  A ja? Ja mogę je przeżyć jak najlepiej potrafię u boku mojego mężczyzny. Od dziś nazywam się Hermiona Malfoy i wierzę, że to szczęście już mnie nie opuści. 

sobota, 13 września 2014

Rozdział 23

- Venus, nie rób tego – powiedziała cicho, ale brunetka to usłyszała.
- Muszę Hermiono. Mam nadzieję, że ułoży ci się z Draco – odparła.
Posłała do Gryfonki lekki uśmiech i skoczyła.
Później te wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Wszystko wokół niej ucichło. Podbiegła do balustrady, ale było już za późno. Z wysokiej wieży dostrzegła w oddali tylko mały, ciemny punkt. Przez jej głowę przetoczyły się tysiące myśli. W końcu lekko się otrząsnęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę gabinetu dyrektorki. Po kilku minutach stała przed posągiem chimery. Wypowiedziała hasło, które znała jak Prefekt Naczelny i czekała, aż ruchome schody poniosą ją na górę. Stanęła przed drewnianymi, ozdobnymi drzwiami i szybko zapukała kołatką w kształcie gryfa.
- Proszę – z wnętrza pomieszczenia rozległ się głos Minerwy.
- Pani profesor, ja… Venus… wieża astronomiczna… - ze zdenerwowania i zmęczenia ciężko jej było dobrać odpowiednie słowa.
- Hermiono! Uspokój się – na twarzy nauczycielki malowało się zdziwienie i troska.
- Venus Riddle skoczyła z wieży astronomicznej – powiedziała najspokojniej, jak potrafiła w tamtej chwili. Chyba dopiero po wypowiedzeniu tych słów, do końca uświadomiła sobie, co się stało.
Dyrektorka niemal natychmiast wybiegła z gabinetu, wcześniej każąc Gryfonce wrócić do dormitorium. Hermiona nie miała zamiaru jej nie słuchać. Automatycznie skierowała się do swojego pokoju. Postanowiła wziąć kąpiel, to zawsze ją odprężało. Zdjęła spodnie i niedbale rzuciła je na podłogę, kiedy usłyszała cichy brzdęk. Teraz sobie przypomniała. Wspomnienie. Zupełnie o nim zapomniała. Stwierdziła jednak, że obejrzy je później.
Zanurzyła się w gorącej wodzie o zapachu malin. Poczuła, jak wszystkie jej mięśnie się odprężają. Nie mogła jednak pozbyć się natrętnych myśli. Z tą dziewczyną było coś nie tak. Od razu wyglądało to na chorobę psychiczną. I to co jej powiedziała. Zabiła Astorię? Czy ta ładna, inteligentna dziewczyna mogła być do tego zdolna? No i jeszcze ta sprawa z Draco… Ze słów Venus wynikało, że wszyscy mówili prawdę. Riddle i Malfoy zrobili to pod wpływem zaklęcia niewybaczalnego.
Wyjaśnienie wszystkiego znajdowało się w tej małej fiolce, która leżała teraz na półce. Nie mogąc zaspokoić swojej ciekawości, wyszła z wanny i osuszyła się zaklęciem. Szybko narzuciła na siebie ubrania, zabrała buteleczkę i otworzyła drzwi prowadzące do jej sypialni. Z jednej z szafek wyjęła kamienną misę ozdobioną runicznymi znakami. Jak dobrze, że dostała od Harry’ego myślodsiewnię.
Przelała zawartość fiolki do naczynia i popatrzyła na falującą substancję, która była czymś pomiędzy cieczą a gazem. Zawahała się przez chwilę, jednak zanurzyła twarz we wspomnieniu.
Kiedy obraz się wyostrzył zobaczyła, że znajduje się w małym, przytulnym pokoju.  Pomieszczenie było spowite w półmroku, więc dopiero po chwili zauważyła leżącą na łóżku postać. Rozpoznała w niej Venus. Dziewczyna twarz miała ukrytą w poduszce, było słychać cichy szloch. Nagle, od strony okna, które znajdowało się naprzeciwko łóżka, rozległo się ciche drapanie. Młoda Riddle podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała w tamtym kierunku. Hermiona spostrzegła, że wyglądała na naprawdę zmęczoną, na twarzy miała rozmazany makijaż, a pod oczami widoczne cienie.
Dziewczyna wstała z łóżka i otworzyła okno. Do pomieszczenia wleciała sowa, upuściła na ziemię zwinięty pergamin i odleciała. Venus chwyciła papier, usiadła na łóżku i zaczęła czytać. Kiedy skończyła, odrzuciła list, a jej twarz, o ile to możliwe, przybrała jeszcze bardziej przygnębiony wyraz.
Hermiona, jak leżało w jej naturze, podeszła do łóżka i nachyliła się nad pergaminem.
Venus!
Dyrektor Twojej szkoły powiedział nam o śmierci matki. Powiedział też, że nie dajesz sobie rady psychicznie oraz zwrócił się z prośbą, abyśmy się Tobą przez jakiś czas zajęli. Niechętnie, ale się zgodziliśmy. Za miesiąc, 5 stycznia rozpoczynasz naukę w Hogwarcie. Masz być gotowa dzisiaj wieczorem, ktoś przetransportuje Cię do naszego domu.
Doris Greengrass

Kiedy skończyła czytać, wspomnienie zaczęło się rozmywać. Już po chwili znajdowała się w całkiem innej scenerii. Stała na szerokiej, żwirowej ulicy, przed ogromnym dworem. Kilka metrów przed nią, w kierunku bramy wejściowej szły dwie osoby. W jednej rozpoznała Venus, drugą był jakiś wysoki, nieznany jej mężczyzna. Hermiona ruszyła za nimi.
Kilka minut upłynęło, nim doszli do dużych, rzeźbionych drzwi. Gryfonka wzdrygnęła się, kiedy znaleźli się w środku. Dom przypominał Malfoy Manor, był tylko odrobinę mniej ponury.  Z drzwi po lewej stronie wyszła kobieta ubrana w elegancką, bogato zdobioną szatę.
- Witaj, ciociu – powiedziała Venus, kiedy tylko ją zobaczyła, było widać, że kobiety nie pałają do siebie sympatią.
- Venus – skinęła głową. – Twój pokój jest na pierwszym piętrze, Marco – wskazała na mężczyznę, który przyprowadził Riddle – cię zaprowadzi.
- Dziękuję – odpowiedziała cicho dziewczyna i ruszyła za służącym.
Po chwili znaleźli się w pokoju Venus. Było to małe, chyba najmniejsze w całym domu pomieszczenie. Małe łóżko stało pod ścianą, nieopodal, pod oknem znajdował się stolik z dwoma krzesłami. Na ścianie wisiała półka z zakurzonymi książkami.
Wspomnienie znów się rozmyło, a po chwili Hermiona znalazła się w całkiem innym pomieszczeniu. Na środku stały Venus i Astoria i kłóciły się o coś. W pewnym momencie Greengrass uderzyła kuzynkę. Riddle wściekła wróciła do swojego pokoju.
Podobnych sytuacji zobaczyła jeszcze kilka. Dziewczyny prawie zawsze się kłóciły.
Później znalazła się w Wielkiej Sali, pierwszego dnia po przerwie świątecznej. Ponownie obejrzała  ceremonię przydziału nowej uczennicy. W Hogwarcie stosunki kuzynek jeszcze bardziej się pogorszyły. Venus niejednokrotnie powtarzała Greengrass, że Draco nie jest nią zainteresowany i żeby ta dała sobie spokój. Astoria jednak jej nie słuchała i wypominała to, że zadaje się z Hermioną. Riddle musiała ciężko to znosić, niedawno straciła matkę, do tego doszły docinki ze strony kuzynki i jej koleżanek.
Kiedy obraz wspomnienia po raz kolejny się wyostrzył, Hermiona znalazła się w dormitorium Ślizgonek.
- Dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczała dziewczyna
- Bo nie mogłam pozwolić, żeby taka szlama jak ona namieszała mu w głowie! – odparła z wrednym uśmiechem druga Ślizgonka.
- Słyszysz co mówisz? Jesteś nienormalna Greengrass. Zniszczyłaś ich relacje, a do tego moją reputację, na którą tak długo pracowałam!
- Jaką reputację? Nie oszukuj się. Zawsze ludzie będą na ciebie krzywo patrzeć, bo jesteś córką Voldemorta! Zresztą powinnaś być mi wdzięczna. Draco nigdy by się tobą nie zainteresował. Dzięki mnie przynajmniej przez chwilę spojrzał na ciebie inaczej – jej uśmiech był pełen jadu.
- Nie rozumiem cię! Jesteśmy rodziną, a ty mnie nienawidzisz. Najpierw te plotki, a teraz coś takiego. Dziewczyno, otrząśnij się i zacznij żyć normalnie!
- Och, plotki? Czyli nie jest prawdą, że twoja matka puszczała się na prawo i lewo i wpadła akurat z Riddle’m?
- Jak śmiesz! – dziewczyna błyskawicznie wyjęła różdżkę z kieszeni. – Imperio.
Jasnoniebieski strumień światła uderzył w niczego niespodziewającą się Ślizgonkę. Jej oczy zaszły mgłą, a na twarzy nie było już tego złośliwego uśmiechu. Jedynie pustka.
Astoria pod wpływem zaklęcia wyszła z dormitorium. Salon Ślizgonów był już pusty, było późno. Venus ruszyła cicho za nią. Jej twarz wyrażała lekką obawę, najprawdopodobniej zdawała sobie sprawę, że to, co zamierza zrobić, nie będzie dobre. Jednak nie chciała przerwać tego, co zaczęła. Była słaba, wiedziała o tym, jej psychika była doszczętnie zniszczona.
Dziewczyny wyszły z zamku na błonia. Noc była mroźna, księżyc przesłaniały chmury. Jak najszybciej się dało doszły do Zakazanego Lasu. Venus odnalazła jakąś ścieżkę i bez wahania weszła między drzewa. Greengrass szła przed nią. Po kilkunastu minutach doszły do jakiejś polany.
- Żegnaj Astorio – wyszeptała. – Avada Kedavra.
Ślizgonka padła martwa na ziemię. Jej puste oczy zdawały się patrzeć wprost na Hermionę. Gryfonka nie mogła znieść tego widoku. Ona, w przeciwieństwie do Venus, była silna, ale po wszystkich zdarzeniach wojny, ten widok wywoływał u niej przykre wspomnienia.
Kiedy szatynka myślała o swoich przyjaciołach, których śmierć zabrała przedwcześnie, Ślizgonka ukryła ciało pod dużym głazem. Rzuciła jakieś zaklęcie i szybkim krokiem ruszyła do zamku.
Wspomnienia skończyły się, a Hermiona znów była w swoim pokoju. Oparła ręce po obu stronach myślodsiewni. To co zobaczyła było… okropne. Nie wiedziała co o tym myśleć. Było jej strasznie żal Venus. Miała ciężkie życie i słabą psychikę. Niezbyt dobre połączenie. Pobyt u rodziny miał ją podbudować, sprawić, żeby przestała myśleć  o śmierci matki i zaczęła żyć jak normalna nastolatka. Zadziałał jednak odwrotnie. Dziwne, że tak długo nie było po niej niczego widać. Wydawała się zwykłą, pogodną dziewczyną. A jednak ci, którzy najpiękniej uśmiechają się przy innych, najbardziej cierpią, kiedy są sami.
Umieściła wspomnienie z myślodsiewni w fiolce, wiedziała, że dyrektorka będzie chciała je obejrzeć.  W momencie, kiedy zakorkowała buteleczkę, rozległo się niecierpliwe pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, profesor McGonagall bez zbędnych grzeczności wparowała do środka.
- Hermiono, opowiedz mi wszystko co wiesz – poprosiła.
- Do tej pory nie wiedziałam niczego. Dzisiaj Venus była u mnie i dała mi swoje wspomnienia – podała nauczycielce fiolkę. – Myślę, że tu znajdzie pani odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Dziękuję – odparła i wyszła.
Kobieta nie zdążyła zamknąć za sobą drzwi, kiedy do dormitorium Prefekt Naczelnej wparował Draco.
- Hermiona, możemy porozmawiać? – zapytał, świdrując ją stalowoszarymi tęczówkami.
- To nie jest najlepsza pora.
- Wiem o wszystkim, o Venus.
- Skąd? –Gryfonka się zdziwiła, nawet w Hogwarcie wieści nie roznosiły się tak szybko.
- Od Pansy, Riddle zostawiła jej list, w którym trochę wyjaśniła. Porozmawiamy? – w jego głosie było czuć desperację, ale i zdeterminowanie.
Hermiona tego nie chciała. Teraz była pewna, że to ona się myliła. Malfoy nie zdradził jej z własnej woli. Nie mogła przyznać się do własnego błędu.
-Powiedz ‘nie’ – pomyślała. – Tak – usłyszała swój głos.

- Miona, naprawdę nie było tak, jak ci się wydaje. Po raz kolejny mówię, że nie zrobiłem tego z własnej woli. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? Te dni bez ciebie były straszne. Jesteś dla mnie ważna, naprawdę i… - nie dokończył, ponieważ zamknęła mu usta pocałunkiem.



_______________________________________________________
Hejko :D
Dosyć długo mnie tu nie było ._. Wszystko przez szkołę, piszę w tym roku SUM-y i chcę się przygotować jak najlepiej, mam nadzieję, że zrozumiecie xd
Ten rozdział jest przedostatni, czeka nas jeszcze jeden i epilog, łącznie 25 :D 
Nie wiem kiedy ukaże się kolejny rozdział, mam nadzieję, że niedługo ;-;
Nie będę przynudzać, pewnie i tak nikomu nie chce się tego czytać, więc proszę tylko o opinię w komentarzu ;)
Mrs Black ♥

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 22

Dla Natived, bo jest kochana i niesamowicie motywuje. ♥
_________________________________________________________________

Nim jeszcze otworzyła oczy, poczuła, że leży na czymś miękkim. Niechętnie spróbowała unieść powieki, ale oślepiło ją jasne światło. Po chwili spróbowała znowu, było trochę lepiej.
- Budzi się – usłyszała głos swojej przyjaciółki.
Zebrała w sobie całą wolę i  otworzyła oczy. Nie od razu zrozumiała, gdzie jest. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Podniosła się do pozycji siedzącej i poczuła silny ból głowy. Na krześle po jej prawej stronie siedziała Ginny i patrzyła na nią z uśmiechem.
- Co…? – zaczęła, ale przerwała jej Weasley.
- Zemdlałaś w dormitorium, na szczęście przyszliśmy do ciebie z Blaisem chwilę później – odpowiedziała na niezadane jeszcze pytanie.
- Dzięki, Ginny, jesteście wspaniali. A gdzie Blaise?
Ruda nie musiała odpowiadać, bo w tej chwili otworzyły się drzwi do gabinetu, wyszli z nich Pani Pomfrey i czarnoskóry chłopak.
- Wypij te eliksiry, kochana. Jak się czujesz? – zaczęła pielęgniarka, gdy tylko znalazła się przy łóżku pacjentki.
- Całkiem dobrze, boli mnie tylko głowa.
- Och tak, to raczej normalne, jeśli chcesz, możesz już wrócić do dormitorium. Nie idź tylko jutro na lekcje.
- Dziękuję pani – uśmiechnęła się Gryfonka biorąc kilka fiolek od kobiety.
 Z niewielką pomocą Ginny i Zabiniego doszła do dormitorium, wzięła prysznic i postanowiła iść na obiad z przyjaciółmi.
Diabeł poszedł do stołu Slytherinu, natomiast dziewczyny usiadły z resztą Gryfonów.
- Ominęło mnie coś ciekawego? – zapytała Hermiona.
Ginny jednak nie zdążyła odpowiedzieć.
- Chciałam powiadomić was o pewnej bardzo istotnej sprawie – dyrektorka stała przy mównicy i z bardzo poważną miną lustrowała pomieszczenie wzrokiem. – Wczoraj wieczorem zaginęła uczennica. Jest to Ślizgonka, Astoria Greengrass. Każdy, kto posiada jakiekolwiek informacje na ten temat ma obowiązek zgłosić się do opiekuna swojego domu lub bezpośrednio do dyrekcji. Dziękuję za uwagę.
Kiedy tylko nauczycielka usiadła, po Wielkiej Sali przetoczyła się fala szeptów. W zamku już dawno nie wydarzyło się coś tak ciekawego, więc teraz każdy rozmawiał o zniknięciu dziewczyny. Hermiona również była ciekawa, co się stało i nawet zrobiło jej się żal dziewczyny, dopóki nie przypomniała sobie, ile złego wyrządziła jej w tym roku.
Nałożyła sobie na talerz trochę jedzenia i zaczęła konsumować posiłek. W pewnej chwili poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i spojrzała na stół Slytherinu. Draco siedział obok Blaise’a i nawet nie ukrywał, że ją obserwuje. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, posłał dziewczynie nikły uśmiech. Hermiona odwróciła wzrok, nie miała zamiaru odwzajemniać tego gestu. Zjadła jeszcze trochę i szybkim krokiem wyszła z Wielkiej Sali.
Następnego dnia wstała rano i dopiero po chwili przypomniała sobie, że musi zostać w dormitorium. Niechętnie wróciła do łóżka i wypiła eliksir. Stwierdziła, że jeśli nie idzie na lekcje, zacznie w końcu przygotowywać się do OWTM-ów. Za każdym razem, kiedy miała taki zamiar, ktoś musiał jej przerwać. I tym razem nie było inaczej. Po mniej więcej godzinie, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Wstała z łóżka, założyła na siebie szlafrok i wyszła z sypialni do salonu. Kiedy tylko uchyliła drzwi, usłyszała znajomy głos.
- Hermiona, proszę porozmawiajmy.
- Sądzę, że nie mamy o czym.
- Proszę cię, wysłuchaj mnie, znam już całą prawdę – w głosie młodej Riddle było słychać rozpacz i cos jakby desperację, właśnie to skłoniło Gryfonkę do wpuszczenia dziewczyny do środka.
Otworzyła szerzej drzwi, a Ślizgonka weszła do salonu. Rozejrzała się po nim przelotnie, jednak już po chwili skierowała wzrok na Granger. Prefekt Naczelna wskazała ręką na sofę, na której kilka sekund później siedziały obie.
Venus czekała aż Hermiona się odezwie, jednak, jako że nic takiego nie nastąpiło, w końcu zaczęła.
- Hermiona, ja, nie wiem jak to powiedzieć, co w ogóle powiedzieć i od czego zacząć…
- No wiesz, najlepiej prawdę, od początku – rzuciła oschle.
- Wtedy na tej imprezie, Draco pokłócił się z Astorią. Ona rzuciła na nas Imperio, później wymazała pamięć.
- No tak, te bajkę już słyszałam.
- Ale to prawda! Nie zrobiłabym ci czegoś takiego! I tak już dla wszystkich jestem tylko córką Voldemorta! Nikogo nie obchodzi, że jestem miła, staram się nikomu nie wchodzić w drogę – do jej oczu zaczęły napływać łzy. – Astoria tylko pogarszała sprawę. Zawsze mnie nienawidziła i mnie oczerniała. Właściwie nie wiem dlaczego. Tobie też wyrządziła wiele krzywd…
- Zaraz, zaraz. Dlaczego mówisz w czasie przeszłym? – Hermiona po raz pierwszy odkąd dziewczyna tu weszła przyjrzała się jej.
Miała niedokładnie zrobiony makijaż, teraz rozmazany od łez, nierozczesane włosy i pomięte ubranie. Jej twarz wyglądała na zmęczoną, a pod oczami miała cienie. W oczach błyszczała jakaś dziwna iskra… histerii?
Venus roześmiała się. Był to śmiech całkowicie pozbawiony humoru. Śmiech szaleńca. Hermiona mimo, że była prawdziwą Gryfonką, przestraszyła się. Nie wiedziała jeszcze, co takiego się wydarzyło, ale wiedziała, że nie było to nic dobrego.
- Venus?
- Zabiłam ją! Należało jej się! To była zwykła szmata, wyrządzała tylko krzywdę i wszystko niszczyła! Wczoraj wieczorem się z nią kłóciłam. Znów obrażała moja matkę, zawsze mi to robiła. Nie wytrzymałam! – śmiech ustąpił miejsca łzom.
Riddle rozpłakała się na dobre. Po chwili przystawiła różdżkę do skroni i za jej pomocą wyjęła wspomnienie. Hermiona umieściła je w buteleczce po eliksirze i schowała do kieszeni. Obejrzy to później. Teraz musiała się zastanowić, co zrobić ze Ślizgonką, która teraz siedziała na kanapie i nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w ścianę. Z kącików oczu nadal płynęły łzy.
- Venus, poczekaj tu, ubiorę się i pójdziemy do profesor McGonagall – stwierdziła, że to będzie najlepsze rozwiązanie, ta dziewczyna nie była zdrowa i należało jej pomóc.
Szybko poszła do sypialni i na koszulkę narzuciła bluzę. Wyszła z pokoju i ku swojemu przerażeniu, nie zastała tam dziewczyny.
Wyszła z dormitorium i rozejrzała się po korytarzu, tam też jej  nie było. Zastanawiała się, gdzie mogła iść. Nagle jej wzrok padł na schody, które prowadziły na wieżę astronomiczną. „Tylko nie to!” przebiegło jej przez myśl. Biegiem ruszyła krętymi schodami. Zdyszana stanęła na szczycie i zobaczyła Ślizgonkę stojącą na murku.
- Venus, nie rób tego – powiedziała cicho, ale brunetka to usłyszała.
- Muszę Hermiono. Mam nadzieję, że ułoży ci się z Draco – powiedziała.

Posłała do Gryfonki lekki uśmiech i skoczyła.

___________________________________________________________
Witam :3
Dosyć dawno mnie tutaj nie było ;-; Mogłabym napisać, że korzystałam z wakacji i takie tam, ale ja nie kłamię XD 
Siedziałam praktycznie 24/7 przed komputerem, próbowałam coś napisać i nic nie wychodziło. 
Rozdział mi się nie podoba, nie wiem, co Wy o nim sądzicie. Wyraźcie opinię w komentarzu ;)
No i ten, chyba powoli zbliżamy się do końca. 
Jeśli już o kończeniu, wakacje się kończą. Jak Wam minęły? Szczerze powiedziawszy, mi średnio. Przygotowani psychicznie na wielki come back do szkoły? XD Ja też nie ;-;
No i tak na zakończenie mojej chaotycznej wypowiedzi, mam nadzieję, że wybaczycie mi jakość tej notki. Od dwóch tygodni nie mogę spać, jestem zmęczona i już widzę objawy jesiennej depresji.
 No tak i rozdział nie sprawdzony, bo już nie mam siły ;-;
No w każdym razie, do szybkiego, mam nadzieję, napisania! :D
Pozdrawiam, Mrs Black ♥

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 21

Resztę dnia przeleżała, wpatrując się tępo w sufit. Łzy po kilku godzinach się skończyły, a ona wciąż leżała na łóżku i patrzyła w jeden punkt. Nie wpuszczała do siebie nikogo, nawet Ginny. Nie schodziła na posiłki. Na początku myślała o tej sytuacji, jednak później w jej głowie zapanowała pustka. Bo co miała myśleć? Co się stało to się nie odstanie, ale boleć będzie nadal. Może kiedyś przejdzie. Ale czy naprawdę czas leczy rany? Czy może tylko przyzwyczaja do bólu? W tej chwili wydawało jej się, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Człowiek powinien stawać się przez to silniejszy. Ona musiała być naprawdę silna. Przez siedem lat znosiła poniżania ze względu na swoje pochodzenie, głównie od jednej osoby, przeżyła wojnę, zakochała się w mężczyźnie, który jej nienawidził, udawał, że czuje do niej coś innego niż niechęć, w międzyczasie straciła rodziców, najprawdopodobniej już na zawsze i pogorszyła kontakt z przyjaciółmi. Mimo to codziennie na jej ustach gościł uśmiech. Jeśli ktoś jej nie znał, mógł myśleć, że jest bardzo pozytywną osobą, która nie rozpamiętuje przeszłości i nie martwi się tym, co będzie jutro, że żyje chwilą. W gruncie rzeczy, Hermiona Granger była zniszczona od środka. Gdyby duszę dało się zobaczyć, jej byłaby w fatalnym stanie. Cała w rysach, zadrapaniach, mniejszych i większych, siniakach i tym podobnych skazach. Może się wydawać, że wystarczy jeszcze choćby otarcie i ta dziewczyna rozpadnie się psychicznie. I to, że pomimo młodego wieku była tak zmęczona życiem, to bagaż doświadczeń, inteligencja, mądrość i oczytanie sprawiła, że gdzieś tam, wewnątrz, tlił się płomyczek nadziei, że kiedyś będzie zdolna do szczęścia.
Nie wiedziała, która była godzina, może coś około północy, gdy zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Odkręciła kurek i do wanny napełniającej się wodą dolała malinowy płyn do kąpieli. Rozebrała się do naga i zanurzyła w wodzie. Mięśnie zaczęły się rozluźniać, a ona poczuła chwilową ulgę. Zdawała sobie sprawę z tego, że to krótkotrwałe uczucie i że za kilkanaście minut wszystko wróci do „normy”.
W niedzielę wstała bardzo wcześnie. Postanowiła zejść na śniadanie, o tej porze w Wielkiej Sali nie powinno być nikogo, a ona odczuwała głód, nie jadła  nic od piątku. Po kilku minutach była już ubrana, a po kilkunastu kolejnych znalazła się w wielkiej Sali. Usiadła przy stole Gryffindoru i odruchowo przeczesała pomieszczenie wzrokiem. Był tam. Siedział sam, na końcu stołu i wyglądał na bardzo zmęczonego, zupełnie jakby nie spał całą noc. Gryfonka prychnęła w duchu.
Miała już wychodzić z Wielkiej Sali, kiedy w drzwiach pojawiła się Venus. Podeszła do stołu Ślizgonów, jakby nic się nie stało i nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem. Hermiona naprawdę się zezłościła. Wstała od stołu i opuściła pomieszczenie.
Obiecała sobie, że przestanie się tym przejmować. Bo po co? Miała teraz inne zmartwienia. Okropnie zaniedbała  naukę. Jak to możliwe, że Hermiona Jean Granger nie uczyła się jeszcze do OWTM-ów, które zaczynały się za niecałe cztery miesiące?
Wyjęła z torby pergaminy, na których miała zapisany temat wypracowania na Transmutację. Jako, że lubiła mieć wszystko idealnie dopracowane musiała iść do biblioteki po dodatkowe książki. Niechętnie zabrała torbę, wrzuciła do niej wszystko co potrzebne i wyszła z dormitorium.
Wertowała właśnie opasłą księgę, kiedy ktoś usiadł naprzeciwko niej.
- Jak się masz, Hermiono? – usłyszała ten głos i natychmiast coś w niej pękło.
- Jak się mam – oderwała wzrok od książki i gwałtownie wstała z miejsca. –Ty pytasz jak się mam?! Rozumiem, że możesz mnie nie lubić, chociaż swoją drogą nie wiem dlaczego, ale to jest przegięcie!
- O co ci chodzi? – Ślizgonka też się zdenerwowała.
- Po tym co mi zrobiłaś pytasz o co chodzi?! – jej włosy się naelektryzowały, a oczy zdawały się ciskać błyskawicami. – Jesteś zwykłą szmatą!
Gryfonka migiem zebrała swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszła z biblioteki. Olała zadanie i skierowała się ku wyjściu z zamku. Nie przejmowała się tym, że był środek stycznia, na ziemi leżała spora warstwa śniegu, a temperatura wynosiła około dziesięciu stopni poniżej zera. Była wściekła.  Jak ta dziewczyna mogła do niej podejść i tak po prostu zapytać jak u niej.  Szczyt bezczelności! Najpierw zabiera jej chłopaka, a później próbuje normalnie rozmawiać. Och, a może ona nie wiedziała, że Granger wszystko widziała?
Nie widząc gdzie idzie, zatrzymała się dopiero, gdy usłyszała pod stopami szczęk lodu. Spojrzała w dół. Stała na zamarzniętym jeziorze. Zrobiła krok do tyłu i zaczęła iść wzdłuż brzegu. Spacerowała od kilku minut, kiedy trafiła na jakieś małe molo. Usiadła na nim. Dopiero wtedy złość zaczęła z niej ulatywać, a dziewczyna poczuła otaczający ją chłód. Mimo to nie chciała wracać do zamku. Gdyby miała różdżkę, mogłaby przywołać jakąś kurtkę. Oparła się na rękach i zamknęła oczy. Po chwili poczuła, że coś ciepłego ląduje na jej ramionach. Odchyliła powieki i zobaczyła nad sobą Blaise’a z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego kurtka aktualnie znajdowała się na ramionach dziewczyny. Usiadł obok niej i zaczął wpatrywać się przed siebie.
- Co tu robisz? – zapytała Hermiona po chwili milczenia.
- Siedzę – odpowiedział, nie przerywając poprzedniej czynności.
- Diable! To nie jest zabawne. Po co tu przyszedłeś?
- Słyszałem o sytuacji w bibliotece – oderwał wzrok od krajobrazu rozciągającego się przed nimi i popatrzył w twarz dziewczyny.
- Ach tak? Od kogo?
- Czy to ważne?
Popatrzyła na niego wzrokiem, którego wystraszyłby się sam Lord Voldemort.
- Ech… Venus mi opowiedziała i zapytała, czy wiem o co ci chodzi – odparł.
- I jak? Wiesz o co mi chodzi? – złość zaczęła powracać.
- Miona, wiem jak musisz się czuć. Ale Draco nie zrobił tego z własnej woli. Jesteś dla niego zbyt ważna.
Popatrzył jej prosto w oczy, jego ciemnoszare tęczówki prześwietlały ją na wylot. Dziewczyna nie mogąc znieść tego spojrzenia, odwróciła głowę.
- Tak. Jestem dla niego taaaka ważna. To pewnie dlatego liże się z innymi laskami, kiedy nie ma mnie w pobliżu -  warknęła z ironią.
- To naprawdę nie było tak… - zaczął.
- To jak?! – wybuchła.
- Nie ja powinienem ci o tym mówić – wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. – Idziesz?
Gryfonka wstała, bez pomocy chłopaka, na znak, że jest obrażona. Ślizgon tylko pokręcił z politowaniem głową. Większą część drogi przebyli w ciszy. W sali wejściowej odezwała się Hermiona:
- Blaise… Gratulacje. Wiem, że oświadczyłeś się Ginny.
Chłopak nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko.
- Ale jeśli ją skrzywdzisz, będę musiała cię powiesić za jaja – uśmiechnęła się uroczo w jego stronę i ruszyła schodami na górę.
~*~
Leżała na sofie przy kominku, przykryta grubym kocem i z kubkiem gorącego kakao w dłoni. Bezskutecznie próbowała skoncentrować się na podręczniku do Eliksirów. Przeszkadzało jej w tym między innymi ciągłe kichanie. Spacer po błoniach w środku zimy bez kurtki nie był dobrym pomysłem. Czuła się fatalnie. Chwyciła ze stolika różdżkę i wypowiedziała krótkie zaklęcie. Pojawiły się przed nią małe, czerwone cyferki. Z trudem je odczytała. Miała prawie czterdzieści stopni gorączki. Miała zamiar wziąć szybki prysznic i iść spać. Wstała z sofy. Zdecydowanie za szybko. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamki. „Tylko nie to” przemknęło jej przez myśl, a później była już tylko ciemność…
*****
- Dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczała dziewczyna
- Bo nie mogłam pozwolić, żeby taka szlama jak ona namieszała mu w głowie! – odparła z wrednym uśmiechem druga Ślizgonka.
- Słyszysz co mówisz? Jesteś nienormalna Greengrass. Zniszczyłaś ich relacje, a do tego moją reputację, na którą tak długo pracowałam!
- Jaką reputację? Nie oszukuj się. Zawsze ludzie będą na ciebie krzywo patrzeć, bo jesteś córką Voldemorta! Zresztą powinnaś być mi wdzięczna. Draco nigdy by się tobą nie zainteresował. Dzięki mnie przynajmniej przez chwilę spojrzał na ciebie inaczej – jej uśmiech był pełen jadu.
- Nie rozumiem cię! Jesteśmy rodziną, a ty mnie nienawidzisz. Najpierw te plotki, a teraz coś takiego. Dziewczyno, otrząśnij się i zacznij żyć normalnie!
- Och, plotki? Czyli nie jest prawdą, że twoja matka puszczała się na prawo i lewo i wpadła akurat z Riddle’m?
- Jak śmiesz! – dziewczyna błyskawicznie wyjęła różdżkę z kieszeni. – Imperio.

Jasnoniebieski strumień światła uderzył w niczego niespodziewającą się Ślizgonkę. Jej oczy zaszły mgłą, a na twarzy nie było już tego złośliwego uśmiechu. Jedynie pustka…

________________________________________________________________
Konbanwa! :D
Czyli dobry wieczór xd
Rozdział jest, nie sądziłam, że napisanie go zajmie mi aż tyle czasu. Sama nie wiem, co o nim myśleć. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał ;)
Nie sprawdzałam, bo jak zwykle, skończyłam pisać przed chwilą. Gdyby były jakieś błędy, dajcie znać w komentarzu. Ogólnie, liczę na kilka szczerych komentarzy ;)
Pozdrawiam i do nn,
Mrs Black ♥

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 20

NIESPODZIANKA!
Ja od kilku godzin siedzę w autobusie z jednymi z najwspanialszych ludzi, jakich dane mi było poznać, a post publikuje się automatycznie :D 
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak miło mi było, kiedy czytałam Wasze komentarze, mówiące o tym, że nie możecie się doczekać. Jesteście najwspanialszymi czytelniczkami, jakie mogłabym mieć ♥
W rozdziale wyjaśniam dziwne zachowanie Malfoya. Długo zastanawiałam się, czy zdradzić Wam jego przyczynę, czy zostawić to na później. Ale co mi tam, po przeczytaniu dowiecie się, o co chodzi ;)
Mam nadzieję, że ta drobna niespodzianka przyniesie Wam choć część radości, jaką dają mi Wasze komentarze. Do następnej notki, już po moim powrocie ;)
Pozdrawiam, Mrs Black ♥

***
Dla Was, moje genialne czytelniczki, bo Was kocham ♥
***


*Kilka godzin wcześniej*
Draco tańczył z Hermioną, ale po jakimś czasie zostali rozdzieleni. Trochę mu to przeszkadzało, ale widział, że Gryfonka bawi się dobrze, więc jej nie przeszkadzał. Podszedł do baru, zamówił alkohol i usiadł tak, żeby obserwować swoją dziewczynę. Nagle przysiadła się do niego Astoria, we wściekle różowej, bardzo krótkiej sukience.
- Dlaczego nie tańczysz Dracusiu – zaszczebiotała. – Czyżbyś nareszcie dał sobie spokój z tą szlamą?
- Nie nazywaj jej tak – warknął, obrzucając Ślizgonkę nienawistnym wzrokiem.
- Dlaczego nie? Przecież to prawda. Nie rozumiem cię, jestem od niej dużo lepsza. Ładniejsza, bogatsza, w moich żyłach nie płynie szlam! – odrzuciła słodki ton.
- Posłuchaj Greengrass. Czy do ciebie nie może dotrzeć, że NIGDY nie  będziesz miała u mnie szans?! Jesteś pustą nastolatką, która nie ma niczego w głowie – był naprawdę wściekły.
Astoria odwróciła się i odeszła w stronę dormitoriów. W połowie drogi jednak odwróciła się.
- Imperio – powiedziała, celując różdżką w plecy Dracona. – Jeśli ja nie mogę cię mieć, to ona też nie – szepnęła do siebie.
Blondyn poczuł jak traci panowanie nad własnym ciałem. Odstawił szklankę Ognistej Whiskey na ladę i ruszył w stronę kanapy, na której siedziała Venus.
Kolejna smuga jasnoniebieskiego światła ugodziła w Riddle, która się tego nie spodziewała. Już po chwili dwoje Ślizgonów zatraciło się w namiętnym pocałunku. Greengrass z niemałą radością zauważyła, że Hermiona idzie w kierunku Draco i Venus.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć? – zapytała oschle, kiedy dotarła na miejsce.
Ślizgon, pod wpływem zaklęcia, niechętnie odsunął od siebie dziewczynę i posadził na sofie obok.
- O co ci chodzi, Granger – ostatnie słowo dosłownie wypluł, a na jego twarzy gościł ironiczny, pełen złośliwości uśmiech.
Gryfonka się nie odezwała.
- Jesteś bardzo naiwna, szlamo – wysyczał blondyn. – Chyba nie myślałaś, że coś do ciebie czuję? – roześmiał się, widząc jej minę. – Zdobyłem cię, więc możemy dać już sobie spokój. Chciałem tylko udowodnić, że mogę mieć każdą.  Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że mógłbym zadawać się z taką szlamą, jak ty? – te słowa raniły go chyba jeszcze mocniej, niż Hermionę.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła. Ślizgon chciał za nią pobiec, ale nie mógł. Był za silny, żeby całkowicie poddać się działaniu Imperiusa, ale zbyt słaby, żeby przerwać zaklęcie.
Astoria była szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy. Skrzywdziła Granger, a do tego zepsuła reputację Riddle. Przerwała zaklęcie Imperio i wyczyściła pamięć  Draco i Venus.
Obudził się rano w swoim dormitorium. Miał dziwne wrażenie, że zapomniał o czymś, co było bardzo ważne. Zdziwił się, że nie ma przy nim Hermiony. Poszedł do łazienki, wziął szybki prysznic. Kiedy wyszedł, zobaczył Blaise’a siedzącego na jego łóżku.
- Malfoy, czy tobie padło na mózg?! – zaczął Diabeł, kiedy tylko zobaczył przyjaciela.
- O co chodzi? – popatrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- O co chodzi? Ty jeszcze pytasz o co chodzi?! Jesteś nienormalny. Jak mogłeś zrobić to Hermionie?!
- Co się stało Granger? – zapytał.
- Jesteś idiotą, cz tylko udajesz?! – gorączkował się Ślizgon.
- Zabini! Do jasnej cholery, powiedz mi, o co chodzi, albo wyjdź! – krzyknął blondyn.
- Zaraz. Ty naprawdę nie wiesz o co chodzi?
- Nie mam pojęcia, dlaczego wpadłeś tutaj i wydzierasz się jak psychopata!
- Może dlatego, że wczoraj lizałeś się z Riddle, a teraz udajesz, że nic się nie stało?!
- Ja z… Co?! – blondyn był kompletnie zdezorientowany.
- Całowałeś się z Venus, a później wygarnąłeś Hermionie, że jest szlamą i że chciałeś tylko pokazać, że możesz mieć każdą dziewczynę. Nie pamiętasz? – zapytał z ironią czarnoskóry.
- Nie – odpowiedział szczerze,  zaczął analizować wszystko co się wczoraj stało.
- Smoku, nie byłeś aż tak najebany, ogarnij się.
- Greengrass! – warknął i ruszył w stronę drzwi.
Zabini złapał go za ramię i pociągnął tak, że upadł na sofę.
- Powiedz mi, o co chodzi, zanim zrobisz coś głupiego.
- Wczoraj znowu przyczepiła się do mnie ta szmata, kłóciliśmy się, potem ona odeszła i… musiała na mnie rzucić Imperio, a później Obliviate! Pamiętam tylko, że sobie poszła, a później obudziłem się u siebie. Idę do niej.
- I co zrobisz? Nie masz żadnych dowodów, a ona się nie przyzna. Lepiej się uspokój i idź do Granger. Teraz jest u niej Ginny.
Draco popatrzył na przyjaciela, musiał przyznać mu rację. Chociaż wątpił, żeby Hermiona chciała z nim rozmawiać. To wszystko przez ta cholerną Greengrass.  
~*~
Ginny wyszła z dormitorium Blaise’a i zobaczyła Hermionę, która prawie biegiem opuszczała Slytherin. Bez wahania pobiegła za nią. Kiedy wyszła z lochów, nie widziała już przyjaciółki. Zakładając, że poszła do swojego pokoju, szybkim krokiem ruszyła po schodach. Cicho weszła do salonu przyjaciółki, jednak jej tam nie zastała. Otworzyła drzwi do sypialni. Hermiona leżała na łóżku. Weasley podeszła do starszej Gryfonki, usiadła obok niej i przytuliła.
- Kogo mam zabić? – zapytała łagodnie(,) widząc w jej oczach łzy.
- Malfoya.
- Co znowu ci zrobił, Miona?
- Przelizał się z Riddle i wyzwał od szlam – odpowiedziała obojętnie.
- Nie przejmuj się nim, nie zasługiwał na ciebie. Jest tylko pieprzonym arystokratą, zapatrzonym w siebie. Nie płacz przez niego, nie warto – mówiła Ginny gładząc przyjaciółkę po włosach. 
- Bardziej boli mnie to, że mogłam się tego spodziewać, od samego początku. Nie powinnam się z nim zaprzyjaźniać. Przecież to nigdy nie miało szans. Jestem strasznie naiwna i pusta – odpowiedziała drżącym głosem.
- Wcale nie. To on jest idiotą. Ogarnij się, Granger – powiedziała już stanowczo, wiedziała, że Hermiona nie lubiła litości. – Jesteś mądrą, inteligentną, piękną kobietą. Tylko skończony kretyn chciałby cię skrzywdzić.
- Może masz rację.
- Nie może, ja na pewno mam rację. A teraz biegiem, do łazienki pod prysznic – zarządziła Ruda. – Kiedy wrócisz, coś ci powiem – uśmiechnęła się tajemniczo.
Hermiona zwlekła się z łóżka i poszła do toalety. Spojrzała w lustro wiszące nad bogato zdobioną umywalką. Wyglądała okropnie. Czerwone, zapuchnięte od płaczu oczy i czarne smugi tuszu na policzkach, ukazujące, jak spływały łzy. Odkręciła kurek i nabrała trochę wody w dłonie, po czym obmyła twarz. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Już po chwili po jej ciele spływały gorące strumienie wody, a wraz z nimi, przynajmniej na chwilę, wszystkie problemy. Teraz obudziła się w niej wrodzona ciekawość, zaczęła zastanawiać się, co chciała jej powiedzieć Ginny. Jako, że nie mogła niczego wymyślić, wyszła z pod prysznica, wysuszyła się zaklęciem i ubrała w jakieś wygodne rzeczy. Wyszła z łazienki. Wesley siedziała w salonie, na stoliku stało czerwone wino i dwa kieliszki. Hermiona usiadła obok przyjaciółki i wzięła do ręki naczynie.
- Blaise mi się oświadczył – powiedziała, a Hermiona zakrztusiła się winem, które właśnie piła.
- Kiedy?! Jak?! Merlinie, dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? – wykrzykiwała Hermiona, kiedy jej życiu nie zagrażało już udławienie się.
- Pamiętasz, kiedy wszedł na stół i zaczął gadać jakieś głupoty? – zapytała Ginny, nadal śmiejąc się z reakcji szatynki.
Hermiona potwierdziła skinieniem głowy.
- Kilka minut wcześniej. Chciał to powiedzieć, ale to byłoby trochę niezręczne.
- To świetnie, Ginny. Ale jak powiesz to rodzicom?
- Na razie nie powiem. Zrobię to, po skończeniu szkoły, chociaż bardziej boję się reakcji Rona. Jest nieprzewidywalny, jeśli chodzi o Ślizgonów.
Gryfonki postanowiły zrobić sobie damski wieczór, Ginny tylko wysłała patronusa do Blaise’a. Wyjaśniła w nim mniej-więcej co się stało i, że zostaje na noc u Hermiony.
Dziewczyny poszły spać dopiero ok. 4, Hermiona wypiła wcześniej eliksir Słodkiego Snu.
Kiedy się obudziła, było już po 12. Wyszła z sypialni i zobaczyła Ginny, jedzącą śniadanie.
- Poprosiłam Stworka, nie jesteś zła? – zapytała gryząc kanapkę.
- W zasadzie powinnam, ale jestem tak głodna, że tym razem wybaczę – uśmiechnęła się do przyjaciółki.                           
Po zjedzonym śniadaniu, Ruda poszła do wieży Gryffindoru, a Hermiona chciała poczytać. Nie mogła się jednak na tym skupić, bo jej myśli krążyły wokół sytuacji z poprzedniego wieczora (przyp. aut. wieczoru?). Jak mogła być tak głupia i mu uwierzyć? Przecież to Malfoy. Nawet, gdyby się zmienił, to jego rodzice nigdy nie pozwoliliby na to, aby ich jedyny syn, związał się ze szlamą. To zhańbiłoby ród Malfoyów, który szczycił się czystością krwi od wieków.
Jej przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Zaciekawiona, kto to może być, wstała z sofy i otworzyła. Stał tam on.
- Hermiona, wszystko ci wyjaśnię, to naprawdę nie tak, jak myślisz – powiedział szybko, kiedy tylko drzwi się otworzyły.
Dziewczyna próbowała je zamknąć, jednak nie miała na tyle siły.
- Och tak, to nie tak, jak myślę, ktoś cię wrobił, a ty wcale tego nie chciałeś – burknęła z ironią.
- Właśnie tak było! Greengrass…
- Teraz wrobisz w to Greengrass, tak?
- Ale to naprawdę ona!
- Jakoś ci nie wierzę, ale opowiedz to Venus! Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego mnie okłamywałeś i dlaczego tak długo wytrzymałeś bez zabicia takiej nic niewartej szlamy jak ja. Nie chcę cię znać! Więc choć raz mnie posłuchaj i zniknij z mojego pokoju, a najlepiej z życia!
Zebrała w sobie wszystkie siły i zatrzasnęła drzwi. Zabezpieczyła je zaklęciem, oparła się o nie plecami  i na podłogę.

Czy wiesz, jakie to uczucie, kiedy tracisz wszystko? Kiedy osoba, z którą łączyło cię tak wiele i, na której zależało ci jak na nikim innym, odchodzi? Kiedy nie wiesz co masz zrobić dalej i nie widzisz w niczym sensu? Gdy przyjaciele, rodzina starają ci się pomóc, ale ty tę pomoc odsuwasz. Bo po co się starać, jeśli przestajesz być ważny właśnie dla tej jednej, wyjątkowej osoby. Osoby, którą kochasz. Czy wiesz, jak to jest, kiedy twój  umysł i ciało, cały świat, wypełnia bezgraniczna pustka? Jeśli twoja odpowiedź brzmi tak, to wiesz, jak w tym momencie czuli się Draco Malfoy i Hermiona Granger…

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 19

Spróbowała się przeciągnąć, jednak skutecznie uniemożliwiła to czyjaś ręka na jej talii. Otworzyła oczy. W pierwszej chwili była nieco zdezorientowana, jednak powróciły wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Uśmiechnęła się do siebie. Popatrzyła na chłopaka śpiącego obok. Platynowe włosy opadały mu na twarz. Wyglądał tak… niewinnie. Przysunęła się bliżej i delikatnie go pocałowała. Blondyn niechętnie otworzył oczy. Jednak, kiedy zobaczył Hermionę, uśmiechnął się w ten zniewalający sposób.
- Dzień dobry – powiedział i ją pocałował.
Szatynka z przyjemnością oddała się tej pieszczocie. Po chwili Draco zaczął schodzić z pocałunkami na szyję. Nagle rozległ się donośny trzask. Oboje odwrócili się w stronę, z której dochodził. Przy łóżku stał skrzat z tacą pełną kanapek i dwoma kubkami kawy.
- Śniadanie dla panicza Malfoya – odezwał się skrzat piskliwym głosem.
- Dzięki, możesz już iść – burknął Ślizgon ewidentnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy.
Skrzat odłożył tacę na stolik, ukłonił się i natychmiast zniknął. Hermiona popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.
- Wczoraj, kiedy wracaliśmy przez kuchnię poprosiłem go o to – odpowiedział, widząc wyraz jej twarzy.
- Malfoy, nie można wykorzystywać skrzatów! – obrzuciła go gniewnym wzrokiem.
Chłopak przewrócił oczami, wstał z łóżka, zabrał tacę ze stołu i wrócił do Gryfonki. Bez słowa usiadł obok, a jedzenie położył na łóżku.
Mimo, że Hermiona była na niego zła, to musiała przyznać, ze to było bardzo miłe z jego strony. Śniadanie zjedli w miłej atmosferze, chociaż nie obeszło się bez sprzeczek. Ślizgon utrzymywał, że skrzaty istnieją po to, aby służyć czarodziejom. Natomiast Gryfonka, jako założycielka Stowarzyszenia WESZ, upierała się, że skrzaty powinny być wolne, gdyż są osobną rasą, jak centaury, czy gobliny. Draco, nie mogąc słuchać jej zrzędzenia, zamknął jej usta pocałunkiem.
Kiedy skończyli, blondyn jednym machnięciem różdżki odesłał tacę z kubkami do kuchni.
- Granger, dzisiaj o 17 idziemy na imprezę w Slytherinie.
- Co? Nie, Draco, nie mam ochoty wychodzić – odpowiedziała.
- Ale ja nie pytałem, tylko powiedziałem, że idziemy – powiedział posyłając jej łobuzerski uśmiech.
- Jesteś zbyt pewny siebie. A może ja nie chcę nigdzie z tobą iść?
Chłopak pochylił się nad nią.
- A nie chcesz? – wyszeptał z ustami tuż przy jej wargach.
- Muszę się zastanowić – odparła z zalotnym uśmiechem.
Ślizgon czekał tylko na to. Wpił się w jej usta.
- Ewentualnie… Mogłabym pójść.
Posłał jej zwycięski uśmiech. Hermiona popatrzyła na zegarek. Było 7.30, została godzina do zajęć. Pożegnała się z Malfoyem i za pomocą sieci Fiuu, przeniosła się do swojego dormitorium. Wzięła szybki prysznic, na rurki i białą koszulkę z nadrukiem narzuciła szaty Gryffindoru, zabrała torbę z książkami, różdżkę i wyszła z pokoju. Jako, że jadła śniadanie, nie schodziła do Wielkiej Sali, tylko udała się prosto pod salę Zaklęć. Wyjęła z torby podręcznik i zaczęła czytać dzisiejszy temat. Po kilku minutach z zaczytania wyrwał ją głos przyjaciółki.
- Miona! Gdzie ty wczoraj byłaś?! Kobieto, martwiłam się o ciebie – powiedziała.
- O, cześć Gin. Byłam w Hogsmeade z Malfoyem.
- W Hogsmeade? – podniosła pytająco brew. – Po co?
Hermiona się zarumieniła.
- Merlinie, Miona, opowiadaj! – Ruda potrafiła ją bezbłędnie rozszyfrować.
Panna Granger opowiedziała Ginny większość, pomijając niektóre nieistotne szczegóły. Mina Ginewry, kiedy skończyła opowiadać, była bezcenna. Po chwili jednak się ogarnęła.
- Idziecie na imprezę w Slytherinie? – zapytała.
- Zostałam zmuszona. A wy?
- Tak, Blaise mnie zaprosił. Przyjdę do ciebie o 16 – powiedziała.
W tym samym czasie rozległ się dzwonek, a profesor Flitwick otworzył drzwi do klasy.
Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Hermiona, już z przyzwyczajenia, chciała iść do biblioteki, żeby odrobić prace domowe, kiedy przypomniała sobie o imprezie. Niechętnie powlekła się schodami na siódme piętro. Weszła do dormitorium i rzuciła torbę na fotel. Powiesiła szkolne szaty na oparciu sofy i z braku lepszego zajęcia chwyciła książkę ze stołu.
Kilkadziesiąt minut później ciszę przerwało pukanie do drzwi. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, do środka wparowała Ginny, z ogromną kosmetyczką w jednej ręce i jakimiś ubraniami w drugiej.
- W co się ubierasz? – zapytała od razu.
- Nie wiem jeszcze.
Weasley popatrzyła na nią wzrokiem mordercy i bez słowa ruszyła do sypialni starszej Gryfonki. Hermiona, chcąc nie chcąc, poszła za nią. Ginny siedziała przy toaletce i robiła sobie makijaż, a Hermiona podeszła do szafy. Po chwili wyjęła z niej czarne, obcisłe rurki, czerwoną koszulkę z dość głębokim dekoltem i czarne, niezbyt wysokie szpilki. Kiedy się ubrała, usiadła na krześle przed toaletką, które przed chwilą zwolniła Ruda. Nałożyła tylko tusz do rzęs i jasnoróżowy błyszczyk. Wyglądała całkiem inaczej niż Ginny. Jej przyjaciółka była ubrana w białą sukienkę, rozkloszowaną od pasa. Po bokach w talii miała dwa wycięcia. Jej czarne szpilki były niebotycznie wysokie, a makijaż wyzywający. Taka drapieżność genialnie pasowała do jej charakteru.
Kiedy zegar wskazywał 16.45 ruszyły schodami w dół. Ślizgoni mieli czekać na nie w sali wyjściowej i tak było. Przywitali się i ruszyli w stronę lochów. Stanęli przed pustą, wilgotną ścianą, a kiedy Blaise wypowiedział hasło, ukazało się przejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Wszystkie sofy, fotele i stoły ustawiono wzdłuż ściany, a obok kominka mieścił się bar. Po prawej stronie od drzwi jakiś Ślizgon z piątej klasy puszczał muzykę z mugolskiego sprzętu. Hermiona była tym zdziwiona, nie spodziewała się jakiegokolwiek powiązania uczniów Slytherinu z mugolami.
 Już po chwili Blaise porwał Ginny na parkiet, a Draco i Hermiona poszli w ich ślady. Po kilku przetańczonych piosenkach ruszyli w stronę baru. Zamówili po szklance Ognistej Whiskey i zaczęli rozmawiać, kiedy nagle muzyka umilkła. Wszyscy popatrzyli w stronę DJ-a. Na stół ze sprzętem wdrapywał się Blaise. Hermiona szybko przeczesała wzrokiem pomieszczenie, ale nigdzie nie dostrzegła płomiennowłosej przyjaciółki.
- Pewnie zastanawiacie się, misiaczki, po co was tutaj zebrałem – zaczął nie do końca trzeźwy Ślizgon. – Otóż muszę wam coś ogłosić.
Blaise otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, kiedy nagle, z jakiegoś korytarza wybiegła Ginny.
- Zabini! Co ty, do jasnej cholery wyprawiasz?! – krzyknęła, była okropnie zła.
- Och, Ginny, kochanie! – uśmiechnął się, próbując ratować sytuację.
Ruda jednak nie słuchała, podeszła do stołu, na którym nadal stał i pociągnęła go w dół. Weasley, mimo swojej drobnej budowy, była naprawdę silna. Blaise, jako, że wypił już sporo, upadł na podłogę. Większość zebranych, która przypatrywała się tej scenie, wybuchła śmiechem. Ślizgon podniósł się niezgrabnie z podłogi, a Ginny pociągnęła go w stronę jego dormitorium. Kiedy byli przy drzwiach, chłopak odwrócił się i bezgłośnie wypowiedział coś, co brzmiało jak „pomocy!”.
- Naprawdę szkoda mi Diabła – powiedziała Hermiona z lekkim uśmiechem do Draco.
- A mi nie żal tego idioty. Swoją drogą, ciekawe, co takiego chciał powiedzieć – odparł blondyn.
Już po chwili muzyka znów zaczęła grać, a ludzie bawić. Na początku Hermiona tańczyła z Draco, jednak później zostali rozdzieleni. Gryfonka się tym nie przejęła i bawiła się z innymi. Tańczyła z Davidem, chłopak obrócił ją wokół jej osi, kiedy zobaczyła coś, co sprawiło, że jej serce na chwilę się zatrzymało.
Draco siedział na sofie, a na jego kolanach Venus. Ręce zarzuciła mu na szyję, chłopak obejmował ją w talii, a ich usta złączone były w pocałunku. Gryfonka, nie wiele myśląc, ruszyła w tamtą stronę. Potrącała ludzi na swojej drodze, nie zważając na ich pełne oburzenia krzyki. Chwilę to trwało, zanim przepchała się na przeciwny koniec pokoju. Kiedy jednak tam dotarła, nic się nie zmieniło.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć? – zapytała oschle.
Ślizgon, kiedy usłyszał jej głos, niechętnie odsunął od siebie dziewczynę i posadził na sofie obok.
- O co ci chodzi, Granger – ostatnie słowo dosłownie wypluł, a na jego twarzy gościł ironiczny, pełen złośliwości uśmiech.
Hermiona popatrzyła w jego szare tęczówki. Były teraz zimne, wręcz lodowate i dziwnie zamglone. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, jednak się nie rozpłakała, nie chciała dać mu tej satysfakcji. Rzuciła przelotne spojrzenie na Riddle, która unikała jej wzroku.
- Jesteś bardzo naiwna, szlamo – wysyczał blondyn. – Chyba nie myślałaś, że coś do ciebie czuję? – roześmiał się, widząc jej minę. – Zdobyłem cię, więc możemy dać już sobie spokój. Chciałem tylko udowodnić, że mogę mieć każdą.  Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że mógłbym zadawać się z taką szlamą, jak ty?

Hermiona odwróciła się tylko na pięcie i odeszła. To było bardzo nie gryfońskie zachowanie, ale czuła, że gdyby chociaż spróbowała się odezwać, rozpłakałaby się przy nim. Przepchała się przez tłum i najszybciej jak potrafiła wyszła z Pokoju Wspólnego Slytherinu.

________________________________________________________ 
Hejo :D
Dzisiaj kolejny rozdział, najprawdopodobniej nic nie pojawi się przez ok. 3 tygodnie. Wyjeżdżam 28 lipca i wracam 9 sierpnia, a później będę musiała jeszcze coś napisać ;) Postaram się dodać rozdział, najszybciej jak będę mogła, ale niczego nie obiecuję.
Co do dzisiejszej notki, pierwsza część znów przesłodzona, za to mam nadzieję, że końcówka to zrównoważy xd. Mimo, że rozdział nie wyszedł najlepiej, to jestem z niego zadowolona. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to mogę Wam zdradzić, że w następnych rozdziałach będzie się działo :D
Co myślicie? ;)
Pozdrawiam,
Mrs Black 

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 18

Dla Ady, bo przeczytała to wszystko, no i ma urodziny za trzy dni.
*****


Hermiona popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takiej akcji.
- Draco, posłuchaj, myślę, że to nie jest dobry pomysł – powiedziała, przygryzając ze zdenerwowania wargę.
Poczuł bolesne ukłucie w sercu. Jego ślizgońska duma podpowiadała, żeby wyśmiał dziewczynę, że wzięła to na serio. Przecież nikt nie odrzuca Dracona Malfoya. Jednak rozsądek mówił, że to nie jest dobry pomysł. Postanowił odstawić na bok dumę i honor i postarać się o tę dziewczynę. To brzmiało absurdalnie nawet w jego głowie. Draco Malfoy stara się o dziewczynę. Przecież to zawsze one starały się  o niego.
- Dlaczego?- zapytał tylko.
- Boję się, Draco. Boję się, że jeśli nam nie wyjdzie, to cię stracę. Nie chcę niszczyć tego, co stworzyliśmy w ciągu tego roku. Nie chcę dołączyć do kolekcji lasek, które zaliczyłeś i zostawiłeś.  Przepraszam, jeśli cię to uraziło. Naprawdę się boję. Zresztą, to nie miałoby szans – głos zaczął jej drżeć – jesteś arystokratą ze Slytherinu, w twoich żyłach płynie wyłącznie krew czarodziejów. A ja? Jestem tylko szlamą, do tego Gryfonką.
- Nie mów tak o sobie. Jest mi przykro, że tak myślisz. Obiecuję, że cię nie wykorzystam – było mu przykro, że miała takie myśli, ale w końcu nie dziwił się jej, w poprzednich latach zmieniał dziewczyny jak rękawiczki.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie złamiesz słowa? – zapytała ze łzami w oczach, było jej naprawdę ciężko, kochała go, ale za bardzo bała się bólu.
- Nazywam się Malfoy, zawszę dotrzymuję obietnic – powiedział to o wiele oschlej,  niż zamierzał.
- Draco, ja, och, po prostu się boję. Nie może być tak, jak do tej pory? – prawie płakała.
Nienawidził, kiedy była smutna z jego powodu. Chciała, żeby zachowywał się, jak do tej pory, więc zrobi to, dla niej. Mimo, że było mu ciężko, nie pokazał tego po sobie.
- Ej, mała, nie płacz – przytulił ją lekko, czekając na reakcję. – Jasne, że może być tak, jak dotychczas – pocałował ją w czoło.
- Draco, co ty do mnie czujesz? – zapytała po chwili.
Blondyn zastanawiał się przez chwilę, co powiedzieć. Najprostszym wyjściem byłoby wyznanie prawdy. Chciał powiedzieć to, co Hermiona chciałaby usłyszeć, jednak nie miał pojęcia, czego pragnęła. Zastanowił się nad tym pytaniem. Sam właściwie nie wiedział, co to jest.
- Nie mam pojęcia, co to jest. Nigdy chyba nie czułem czegoś takiego. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy cię widzę, uwielbiam na ciebie patrzeć. Do jasnej cholery, Granger, przez ciebie gadam jak dziewczyna!
Zachichotała lekko.
- Wcale nie. Jesteś uroczy, kiedy to mówisz.
Odsunął ją delikatnie od siebie i uniósł brew w pytającym geście, po chwili jednak zapytał.
- Granger, miłość istnieje?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Myślę, że istnieje, Malfoy.
- Myślę, że cię kocham, Granger – na jego twarzy gościł ten lekko ironiczny, a zarazem przesłodki uśmiech.
- Myślę, że ja ciebie też.
Już po chwili trwali w namiętnym pocałunku. Draco nie wiedział, co ma myśleć. Ta dziewczyna była nienormalna. Najpierw chce tylko przyjaźni, a później dosłownie się na niego rzuca. Nie żeby mu to przeszkadzało.
Hermiona przestała się tym przejmować. To był jej ostatni rok w Hogwarcie, chciała go wspominać jak najlepiej. Doszła do wniosku, że będzie cieszyć się chwilą, nie myśleć o tym, co będzie kiedyś. A to właśnie z Draco była szczęśliwa, jak z nikim innym.
- Czy to znaczy, że… - zaczął zdezorientowany Ślizgon.
- Od teraz jesteś tylko mój – odpowiedziała uśmiechając się zalotnie.
Drogę do zamku spędzili w prawie całkowitej ciszy, pogrążeni w swoich myślach. Dopiero, kiedy przeszli przez bramę, Hermiona zapytała:
- Draco, która jest godzina?
- Nie mam pojęcia, około jedenastej? – uświadomił sobie coś. – Cholera.
- Myślisz, że Filch zamknął już drzwi?
- Nie wiem, chodźmy szybciej.
Ruszyli szybkim krokiem, ku wejściu do zamku. Draco szybciej wszedł po schodach i szarpnął za klamkę. Jednak nic to nie dało, było zamknięte.
- Co teraz? – zapytała Gryfonka z uśmiechem, bawiła ją ta sytuacja.
- Może wlecimy na miotłach? Powinny jakieś być w składziku przy boisku.
- Nie! – Hermiona zaprzeczyła od razu, nienawidziła latać.
Draco nie chciał w to wnikać. Powiedziała to z taką zawziętością, że wolał nie wnikać.
- Masz jakieś lepsze pomysły? Alohomorą tego nie otworzymy.
- Nie mam. Przejdźmy się, może wtedy na coś wpadniemy – zaproponowała Gryfonka.
Już po chwili szli wzdłuż murów szkoły, trzymając się za ręce. Spacerowali już od jakichś czterdziestu minut i   byli po drugiej stronie zamku.
- Byłeś tutaj kiedyś? – zapytała Hermiona, ona sama nigdy nie wpadła na to, żeby okrążyć budynek.
- Jakoś nigdy nie odczuwałem potrzeby – odpowiedział.
Nagle Hermiona się zatrzymała.
- Co to jest? – zapytała.
Chłopak popatrzył w tę samą stronę, ale nie zauważył niczego specjalnego. Kamienna ściana i… klamka? Hermiona wyjęła różdżkę i zapaliła ją zaklęciem Lumos. Ich oczom ukazały się małe, drewniane drzwi.
- Wchodzimy? – zapytała szatynka.
- Chyba nie mamy innego wyjścia.
Hermiona podeszła do drzwi i otworzyła je bez wahania.
- Nie boisz się? – zapytał zdziwiony Draco.
- Zapomniałeś, że jestem z Gryffindoru, skarbie? – odpowiedziała z wyzywającym uśmiechem.
 Weszli do wąskiego, dosyć niskiego korytarza. Było w nim jeszcze ciemniej, niż na dworze. Oboje zapalili różdżki i ruszyli w głąb. Po kilkunastu metrach natknęli się na jeszcze jedne drzwi, bardzo podobne do poprzednich. Hermiona stanowczo pociągnęła klamkę.
- Och – powiedziała, kiedy weszli do środka.
Znajdowali się w hogwarckiej kuchni. Kilka skrzatów sprzątało stoły, reszta gdzieś zniknęła, pewnie sprzątały pokoje wspólne, czy łazienki. Po drugiej stronie pomieszczenia zobaczyli wyjście do właściwej części zamku. Hermiona nie chciała sprawiać problemów i starała się jak najszybciej przejść niezauważona do drzwi. Jednak w połowie drogi zorientowała się, że nie ma przy niej Ślizgona. Rozejrzała się i zobaczyła, że rozmawia z jakimś skrzatem. Zanim zdążyła zareagować, chłopak ruszył już w jej stronę.
- Czego od niego chciałeś? – zapytała surowym tonem, nie lubiła, kiedy ktoś wykorzystywał skrzaty.
- Nie denerwuj się Granger, złość piękności szkodzi – uśmiechnął się.
Hermiona nie odpowiedziała, tylko zaczęła iść w stronę drzwi. Draco, chcąc nie chcąc, ruszył za nią.
- Too… do zobaczenia – powiedziała, kiedy byli w Sali Wyjściowej.
- Chyba nie myślałaś, że tak łatwo cię dzisiaj wypuszczę – powiedział z uśmiechem. – Idziemy do mnie.
- Em, nie wiem, czy to dobry pomysł – odpowiedziała.
- Nie przesadzaj – chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę lochów.
Dziewczyna speszyła się, kiedy przechodzili przez Pokój Wspólny Slytherinu, mimo, że nie było tam już nikogo, bała się, że ktoś może wyjść i ją zobaczyć.
Kiedy weszli do prywatnego dormitorium blondyna, ten wyciągnął z szafy swoją koszulkę i podał dziewczynie. Hermiona wzięła szybki prysznic i na bieliznę zarzuciła koszulką. Sięgała jej do połowy uda i pachniała perfumami Draco. Ten zapach wzbudzał w niej miliony myśli. Wyszła z łazienki.
- Nareszcie Granger, ile można czekać? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do łazienki.
Hermiona położyła się na łóżku. Teraz mogła w spokoju pomyśleć. Wydawało jej się, że robi coś złego. Nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Gryfonka i Ślizgon. Ślizgon i Gryfonka.  Nawet brzmiało dziwnie.  Ale to nie było ważne, prawda? Teraz zaczęły nachodzić ją wątpliwości. Ale w końcu przez całe życie martwiła się bardziej o innych, niż o siebie. W końcu lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż  że się nie spróbowało.

Przemyślenia przerwały jej otwierające się drzwi do łazienki. Draco był ubrany w jedynie ciemne bokserki. Był świetnie zbudowany. Chłopak położył się obok niej, nakrył ich kołdra i mocno przytulił. Już po chwili oboje wpadli w objęcia Morfeusza.
_________________________________________________________________
Bonjour :D
Na początek dziękujemy Adzie, bo zmusiła mnie do wstawienia rozdziału już dziś ._.

"DODAWAJ ROZDZIAŁ.
To nie był rozkaz, tylko stanowcze wypowiedzenie swojej woli."

Nie wnikamy xD W każdym razie, ma urodziny 21, a że pewnie nie zdążę napisać do tej pory kolejnej notki, to ten z dedykacją dla niej :*
***
Co do samego rozdziału, jest tu tak słodko, że rzygam tęcza ;_; Ugh, nie wiem dlaczego to napisałam xd Ale Adzia lubi słodkie historie, to Adzia ma na urodziny ;-;
Chciałam najpierw zrobić tak, żeby Draco dłużej się postarał, ale niech chłopak się cieszy ;-;
Ile tu emotek ;-;
I tak nikogo to nie interesuje, dlatego zapraszam do komentowania i pozdrawiam :)
Mistress Black
PS Przypominam o ankiecie, w kolumnie po prawej stronie.


czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 17

Draco siedział w  dormitorium i myślał o swoim zachowaniu w stosunku do Hermiony. Zrozumiał, że ta dziewczyna przestała być mu obojętna. Właściwie jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Wszystkie dziewczyny, z którymi dotąd był, wzbudzały w nim wyłącznie pożądanie. Granger była inna. Ale to wiedział od dawna. Mimo, że czasami okropnie go denerwowała, to bardzo lubił spędzać z nią czas. Jeszcze bardziej uwielbiał ją denerwować, tak słodko marszczyła wtedy nos. Właśnie, zdenerwowana Granger. Dzisiaj na Eliksirach wydawała się zła, że Riddle wie tyle co ona. Wspomnieniami wrócił do sylwestrowego pocałunku. To chyba był moment przełomowy. Właśnie wtedy przestał oszukiwać sam siebie. Tylko teraz pytanie: Co miał z tym zrobić? Nie chciał mówić Blaise’owi, to byłoby zachowanie godne nastolatki. A czego właściwie chciał? Chciał Granger. A Malfoyowie zawsze dostają to, czego chcą.
*
Następnego dnia, Hermiona na lekcjach ze Ślizgonami, zwracała większą uwagę na Venus. Wydawało się, że mówiła prawdę. Była inteligentna, ale na innych przedmiotach nie wykazywała się tak, jak na Eliksirach.
Szatynka siedziała przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali i jadła obiad. Nagle jej uwagę przykuła pewna scena przy stole Domu Węża. Astoria Greengrass, gestykulując, kłóciła się z Riddle. Hermiona była ciekawa, o co chodziło, ale z tej odległości nie miała szans niczego usłyszeć. Skończyła obiad i ruszyła prosto do  biblioteki. Miała tylko jedną pracę domową, z którą uporała się w kilkadziesiąt minut, więc postanowiła poczytać. Szybko odszukała odpowiedni dział i znalazła interesujący ją tom. Już po chwili znów siedziała na swoim miejscu, oddając się ulubionej czynności.
Po kilkunastu minutach jej spokój został jednak zakłócony. Była właśnie w kluczowym momencie akcji, kiedy ktoś wyrwał jej książkę z rąk i uniósł do góry.
- Malfoy, oddawaj!
- A co będę z tego miał? – uśmiechnął się w taki sposób, że gdyby nie była zła, kolana z pewnością by się pod nią ugięły.
- Nic. To moja książka, oddaj ją. W tej chwili.
- Kusząca propozycja, Granger… ale jednak nie – nadal uśmiechał się w ten sposób, a poziom złości Hermiony zaczął niebezpiecznie szybko spadać.
- Malfoy, oddaj książkę i powiedz, czego chcesz.
- Granger, chodź ze mną na kawę – powiedział, jakby składał jej takie propozycje codziennie.
- Pff, bardzo śmieszne Malfoy. A teraz oddaj książkę, albo powiedz, czego chcesz naprawdę.
- Nie Granger, mówię serio. Biegiem do dormitorium, ubieraj się – powiedział odkładając książkę na najwyższą półkę tak, aby Gryfonka nie mogła jej dosięgnąć.
Hermiona miała zamiar kłócić się z blondynem, o to, że nie chce nigdzie iść, ale… zabrakło jej sensownych argumentów. No bo, dlaczego miała nie wyjść z nim do Hogsmeade?
- Niech ci będzie. Ale powiadom McGonagall.
- Ona już wie – odpowiedział Malfoy, po czym wyszedł za dziewczyną z biblioteki.
On skierował się do lochów, natomiast szatynka ruszyła schodami na górę. Kiedy dotarła do dormitorium, wyjęła z szafy granatowy płaszcz oraz szary szalik i rękawiczki. Zima tego roku była dosyć surowa, a ona nie lubiła marznąć. Draco wszedł do salonu w tym samym momencie co ona.
- Malfoy, naucz się w końcu pukać.
- Nie – uśmiechnął się w charakterystyczny sposób.
Hermiona tego nie skomentowała, podeszła do kominka. Z pojemnika wyjęła proszek Fiuu i rzuciła go w płomienie, które przybrały szmaragdowy kolor. Po chwili była w barze pod Trzema Miotłami. Kilka sekund później dołączył do niej przystojny Ślizgon. Zajęli jeden ze stolików i złożyli zamówienie.
- Więc, Granger, jak minął ci dzień? – Draco przejął inicjatywę.
- Och, po lekcjach byłam w bibliotece i to właściwie tyle – Hermiona uśmiechała się w duchu na myśl o minie Ślizgona.
- Na rany Salazara, czy ty w ogóle robisz coś innego?
- Czasami pewien denerwujący Ślizgon przerywa mi czytanie.
- Zapomniałaś o tym, że ten Ślizgon jest przystojny, czarujący, inteligentny, doskonały, kreatywny, nieziemsko seksowny, utalentowany… – wymieniał.
- I bardzo skromny – przerwała mu z cieniem uśmiechu na ustach.
- Otóż to, Granger.
- A tobie, jak minął dzień? – zapytała.
- Przez pół dnia słuchałem kłótni Greengrass i Riddle. We dwie są jeszcze bardziej denerwujące, niż osobno.
- Widziałam je w Wielkiej Sali. O co poszło?
- To na obiedzie to praktycznie nic. W Pokoju Wspólnym prawie się pobiły, gdyby Nott nie odciągnął Venus, Astoria pewnie by się na nią rzuciła.  Nie wiem dokładnie, o co poszło. Podobno Greengrass rozpuszczała jakieś plotki o matce Riddle.
- Przecież one są rodziną. Więc obrażała swoich krewnych.
- Tak jakby. Granger, skąd wiesz, że są rodziną? – podniósł brew w pytającym geście.
- Och, mam swoje źródła – uśmiechnęła się zaczepnie.
Po tych słowach zaczęła się sprzeczka, która trwała dobre kilkanaście minut. Kiedyś Hermiona nienawidziła kłócić się z Malfoyem, oznaczało to wyzwiska i poniżanie w jej kierunku. Teraz była to zabawa.
- Co chcesz robić po szkole? – zapytał Draco, kiedy na dworze było już ciemno.
- Sama nie wiem. Może będę pracować w Świętym Mungu, albo w Ministerstwie. Chciałabym być nauczycielką w Hogwarcie, ale jest ograniczenie wiekowe. A ty?
Draco pochłonęła na chwilę wizja Hermiony jako seksownej pani doktor, jednak w porę się otrząsnął. To nie był czas na takie przemyślenia!
- Nie mam pojęcia. Ale zapewne czeka już na mnie nudna posada w najnudniejszym z wydziałów Ministerstwa. Ojciec się pewnie o to postarał – w jego głosie dało się czuć lekkie przygnębienie.
- Nie zadowala cię to? To znaczy, nie zrozum mnie źle, ale zawsze myślałam, że jako arystokrata… no wiesz…  satysfakcjonuje cię wysokie stanowisko i…
- Serio, Granger? Wyglądam na kogoś, kto chciałby tam pracować? – na jego twarzy gościł lekki, ironiczny uśmiech.
- Noo… nie. Ale nie ważne, chyba powinniśmy się zbierać. Jest już po dwudziestej pierwszej.
Draco popatrzyła na nią, na zegarek i chciał coś powiedzieć, kiedy na jego usta wpełzł podły uśmiech. Wpadł na genialny plan.
- Zgoda – odpowiedział krótko.
Hermiona się zdziwiła, szczególnie, że widziała jego minę. Jednak nie powiedziała nic, wstała i skierowała się w stronę kominka.
- Nie tędy, Granger – powiedział Draco i wszystko stało się jasne.
- Ale… - zaczęła dziewczyna, jednak nie dane jej było skończyć.
- Idziemy na spacer Granger i nie marudź, nie przekonasz mnie – przerwał jej.
Hermiona nie miała zamiaru się kłócić. Ten wieczór był bardzo miły i można było zakończyć go spacerem do zamku. Ubrała płaszcz.
Kiedy wyszli na zewnątrz, dziewczyna szczelniej owinęła się szalikiem. Chłodny wiatr rozwiewał lekko jej włosy. W półmroku, oświetlona tylko światłem z pobliskich sklepów i z płatkami śniegu opadającymi na twarz wyglądała olśniewająco.
Dużą część drogi przebyli w ciszy, ale żadnego z nich ona nie krępowała. Wystarczyło im tylko swoje towarzystwo, słowa nie były potrzebne. Nagle zerwał się mocniejszy podmuch wiatru, a dziewczynę przeszedł dreszcz. Nie umknęło to uwadze blondyna.
- Zimno ci? – zapytał.
- Trochę – odpowiedziała krótko.
Draco się zatrzymał, przyciągnął do siebie i przytulił.
- Lepiej? – zapytał.
Hermiona nie widziała jego twarzy, ale była pewna, że  teraz widnieje na niej ten uśmiech. Ten charakterystyczny, z nutą ironii, a mimo to uroczy, zwalający z nóg. Gryfonka zganiła się w duchu za takie myśli. Ale przecież to była prawda.
- Malfoy, chodźmy już. Nie możemy tak stać cały czas. – dziewczyna zaczęła nie pewnie protestować, wcale nie chciała już wracać. W jego ramionach czuła się niesamowicie bezpiecznie, jakby było to miejsce stworzone dla niej.
- Nie możemy? – zapytał trochę zasmuconym głosem.
Szatynka oderwała głowę od jego ramienia. Spojrzała w jego zimne, stalowoszare tęczówki. I to było błędem. Resztki rozsądku powiedziały jej, że to sytuacja taka, jak w noc sylwestrową. Jednak było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Oprócz jednej oczywiście. Fala ciepła rozlała się po jej ciele, kiedy zatopili się w swoich ustach. Hermionie nie było już zimno. Wręcz przeciwnie. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Czuła ręce Ślizgona na swojej talii. Ona jedną dłonią przeczesywała platynowe włosy chłopaka, a drugą oparła na jego torsie. Nie wiedzieli ile trwała ta chwila, ale żadne z nich nie chciało przerwać.
- Malfoy, co my robimy? – zapytała Gryfonka, kiedy w końcu się od siebie oderwali, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Całujemy się – odpowiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Nie powinniśmy. Przecież…
Draco wiedział, że to odpowiedni moment. Przecież nie szkodzi spróbować. Jeszcze nigdy się tak nie denerwował. Nawet wtedy, gdy wypełniał zadania dla Voldemorta.
- Granger, słuchaj. Podobasz mi się. Cholernie. Wiem, że też nie jestem ci obojętny. Myślę, że warto spróbować.
Hermiona popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takiej akcji.

- Draco, posłuchaj, myślę, że to nie jest dobry pomysł – powiedziała, przygryzając ze zdenerwowania wargę.

_______________________________________________________________________
Aloha! :D
Od razu mówię, że rozdział nie jest sprawdzony. Zajmę się tym jutro, właściwie dzisiaj, tylko trochę później. Szczerze mówiąc, chciałam tu trochę namieszać, ale...
No właśnie, ale. Macie tu lekko przesłodzony jak na mój gust rozdział ;-;
Ale niech będzie, co mi tam! xD
Właściwie, nie wiem, co o nim myśleć. Może Wy mi powiecie?
Liczę, na szczere komentarze. To naprawdę motywujące, więc bardzo proszę o pozostawienie śladu.
Zapraszam też do ankiety w kolumnie, na samej górze. Dla Was to dwa kliknięcia, dla mnie znaczą dużo ;)
Pozdrawiam,
Mrs Black ♥