Rozdział 6
Następnego dnia Hermiona obudziła
się w wyjątkowo dobrym nastroju. Po śniadaniu poszła do profesor McGonagall,
która po długich prośbach pozwoliła Gryfonce skorzystać z sieci Fiuu. Ucieszona
dziewczyna pobiegła do sowiarni, napisać do Harrego. Poprosiła go o spotkanie
wieczorem.
Szła w kierunku wieży Gryffindoru
z zamiarem zaproszenia Ginny na spacer. Postanowiła skrócić sobie drogę przez
mały, nieuczęszczany korytarz. Szła przez kilka minut, kiedy poczuła na sobie
czyjś wzrok, nieznacznie przyśpieszyła. Była pewna, że ktoś ją śledzi, ale nie
dała tego po sobie poznać. Zawsze myślała trzeźwo w obliczu zagrożenia, nie
wpadała w panikę. Doszła do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie jak
najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie jest więcej osób. Mocniej ścisnęła
różdżkę w kieszeni. Zbliżała się do
końca korytarza, kiedy poczuła bardzo mocne uderzenie w tył głowy. Przewróciła
się i zamdlała…
Obudziła się w ciemnym, zatęchłym
pomieszczeniu. Leżała na ziemi, a jej ubrania były poszarpane. Siedziała tak
prze kilka minut, póki jej oczy nie przyzwyczaiły się do ciemności. Sprawdziła
kieszeń, różdżki nie było. Rozejrzała się po pokoju. Był całkowicie pusty, nie
licząc starych, drewnianych drzwi i małego okna, za którym zobaczyła ciemne
odmęty jeziora. Była w lochach. Siedziała na zimnej, kamiennej podłodze.
Spróbowała wstać. Podniosła się, ale musiała przytrzymać się ściany, poczuła
rozrywający ból w kostce. Napastnik, a może napastnicy musieli ją skręcić,
kiedy ją tutaj zaciągali. No właśnie. Pierwszy raz pomyślała, kto i dlaczego
jej to zrobił. Był dopiero początek roku, nie przypominała sobie, aby ktoś jej
groził. Musiała się wydostać. Ale jak? Zastanawiała się ile już tutaj jest.
Wieczorem miała spotkać się z Harrym. W liście napisała, że McGonagall
pozwoliła jej wyjść, może przyjaciel zaniepokojony jej nieobecnością zwróci się
do dyrektorki. Ale nie mogła czekać. Nie miała jednak niczego, co pomogłoby jej
wyjść. I nagle coś sobie przypomniała.
Nie, to się nie uda.
A może jednak, tyle o tym czytałaś.
Ale to jest niesamowicie trudne.
Jesteś najmądrzejszą czarownicą od Roveny Ravenclaw, musi się udać.
Jeśli nie, nie będę miała na nic
siły.
Taką walkę toczyła w myślach,
kiedy otworzyły się drzwi. Momentalnie wstała i znów poczuła ten ból. Nie dała
jednak tego po sobie poznać. Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Do
złudzenia przypominała tę z jej snów. To nie możliwe, Voldemort nie żyje. Poczuła
jednak ulgę, kiedy ten „ktoś” przemówił kobiecym głosem. Znała go, ale nie
mogła sobie przypomnieć, do kogo należał.
- O, nasza szlama się obudziła. –
powiedziała z kpiną w głosie.
- Kim jesteś? Czego ode mnie
chcesz? – zapytała suchym głosem, nie dając poznać, że odczuwa niepokój.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Gratuluję inteligencji. Gdybym
wiedziała, to bym nie pytała. – Teraz to w głosie Hermiony dało się odczuć
ironię. Przestała się bać, chciała tylko wiedzieć o co chodzi.
- Nie pozwalaj sobie szlamo! Nie
zapominaj, że to ja mam różdżkę. – warknęła groźnie. – Crucio!
Hermiona poczuła, jak ogromna
fala bólu przeszywa jej ciało. Upadła. Każdy centymetr jej ciała bolał niemiłosiernie.
To zaklęcie było jednak lżejsze od tego, którym potraktowała ją kiedyś
Bellatrix. I nagle, ból znikł tak szybko, jak się pojawił. Jakiekolwiek były
zamiary porywaczki, nie zamierzała jej zabić. Jeszcze.
Usłyszała trzask zamykanych
drzwi. Podniosła się powoli i usiadła, opierając o ścianę. Teraz nie miała
wątpliwości. Przeczytała mnóstwo książek o animagii. Postanowiła, że obudzi w
sobie wewnętrzne zwierzę, które pomoże jej się stąd wydostać. Czekała tylko na
odpowiednią okazję. Teraz nie miała sił, przez niewybaczalne zaklęcie.
Siedziała tak kilka godzin, nie
ruszała się, nie mówiła. Myślała tylko o
tym, w jakim celu została uprowadzona. Zastanawiała się też, czy ktoś jej
szuka.
Nagle usłyszała kroki. Nadeszła
ta chwila. Wstała i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy i próbowała oczyścić
swój umysł ze wszystkich myśli. Przyszło jej to z niemałym trudem, ale udało
się. Nie myślała o niczym. Poczuła jak każdy obolały milimetr jej ciała się
napina. W tej samej chwili otworzyły się drzwi. Stanęła w nich ta sama
zakapturzona kobieta. Z niepokojem popatrzyła na Gryfonkę, która po chwili
zmieniła się w… najprawdziwszą lwicę. Była w Gryffindorze, była odważna, była
dumna. Tak, to zwierzę zdecydowanie do niej pasowało.
Kobieta zamarła. A Hermiona doskonale
poczuła się w swoim ciele. Bez wahania rzuciła się przed siebie. Skoczyła na
porywaczkę i przewróciła ją na ziemię. Zobaczyła jej twarz.
No tak, mogła się tego spodziewać. Wybiegła z pomieszczenia i szybko
zmierzała korytarzem. Na końcu znów przybrała ludzką postać. Poczuła zmęczenie.
Po kilkunastu minutach znalazła w końcu wyjście z lochów. Była już naprawdę
zmęczona, ale wciąż biegła w stronę swojego dormitorium. Była już niedaleko,
kiedy zobaczyła ją Ginny.
- Merlinie! Miona!Gdzie byłaś, co ci się
stało?! – krzyknęła.
Szatynka dopiero teraz zdała
sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać. Poszarpane ubrania, mnóstwo siniaków i
zaschnięta krew na twarzy.
- Gin, chodźmy do mojego
dormitorium, wyjaśnię ci wszystko. – powiedziała słabym głosem.
Ruda przytaknęła i pomogła przyjaciółce dostać się do pokoju.
- Hermi, co ci się stało?
Szukaliśmy cię cały dzień.
Hermiona opowiedziała wszystko
Ginny. Nie pominęła tego, że udało jej się zmienić w lwicę. Teraz sama nie
mogła w to uwierzyć! Wielu dorosłych czarodziejów musiało próbować wielokrotnie,
zanim to zrobiło. Jej udało się za pierwszym razem. Merlinie, zrobiła to
nielegalnie. A co jeśli ktoś na nią doniesie? Ale zmusiła ją do tego sytuacja.
Nie wiedziała co by się stało, gdyby tam została.
- Ginny, pójdę się wykąpać-
powiedziała Hermiona.
- Jasne – powiedziała
ruda. Bardzo martwiła się o przyjaciółkę.
Hermiona nalała wody do wanny, dodała
płyn do kąpieli o zapachu kwiatów i zanurzyła się w ciepłej wodzie. Obiecała
sobie, że nie będzie się zamartwiać. Z drugiej strony, zastanawiała się, czego
chciała od niej ta wywłoka. No i była też dumna z tego, że udało jej się
przybrać postać zwierzęcia za pierwszym razem. Jak to możliwe, że odczuwała
tyle sprzecznych uczuć? Zanurzyła głowę w wodzie i zmyła krew z twarzy. Kiedy woda zrobiła się
chłodna, postanowiła wyjść z wanny. Popatrzyła na siebie w lustrze. Jej szczupłe ciało, było całe w siniakach i
zadrapaniach. Na skroni miała większą ranę, z której sączyło się jeszcze trochę
krwi.
Dopiero teraz zauważyła, że nie
wzięła żadnych ubrań. Owinęła się białym ręcznikiem i wyszła z łazienki. O
dziwo, w salonie nie zastał Ginny, nie przejęła się tym jednak i ruszyła do
sypialni. Z szafy wyjęła legginsy i luźną, jasną koszulkę. Kiedy się ubierała
usłyszała trzask zamykanych drzwi. Była pewna, że Ginny wróciła. Wyszła z
sypialni, ale zamiast rudej przyjaciółki zobaczyła blondwłosego Ślizgona. Miała
zapytać co się stało, kiedy on odezwał się pierwszy.
- Granger, co się stało? Gdzie
byłaś? Kto ci to zrobił? Wyglądasz okropnie – jego twarz miała obojętny wyraz,
ale w głosie słyszała coś co brzmiało jak… Troska? Nie, to nieprawdopodobne.
- Dlaczego cię to interesuje? –
zapytała zdziwiona
- Tak właściwie to nie wiem,
jeśli nie chcesz to nie mów- powiedział obojętnie – Wiewiórka powiedziała, że
wróciłaś. Chciałem sprawdzić, czy wszystko jest ok.
- Oh, tak. Dzięki. – usiadła na
sofie, obok blondyna.
- Więc… Co się stało? – zapytał
- Dzisiaj po śniadaniu byłam w
sowiarni, żeby wysłać list do Harrego, mieliśmy się spotkać, żeby… porozmawiać.
Później wracałam jakimś korytarzem na
trzecim piętrze i poczułam na sobie czyjś wzrok. Ktoś uderzył mnie w
głowę. Obudziłam się gdzieś w lochach. – Na to wspomnienie pojawiły się jej łzy
w oczach. Nie umknęło to uwadze blondyna, który objął ją ramieniem. W duchu
Hermiona była mu wdzięczna, że z nią jest. – Później przyszła jakaś kobieta,
zaczęła mnie wyzywać, rzuciła Cruciatusa.
- Rzuciła na ciebie Crucio?! –
Blondyn prawie krzyknął
- To właśnie powiedziałam. –
opowiedziała wszystko, co się stało. Pominęła tylko to, kim była ta kobieta.
Kiedy skończyła opowiadać, nie
mogła już powstrzymać łez. Czasem miała dość świata magii. Mimo, że kochała być
czarodziejką, denerwowały ją niektóre panujące tu zasady, jak na przykład
podział według pochodzenia. Była prawie
pewna, że to jest powodem porwania. Nie rozumiała tego. Chociaż pochodziła z rodziny
mugoli, była zdolniejsza od niejednego czarodzieja, który miał czystą krew.
Nie wytrzymała, obiecała sobie,
że się nie rozklei, ale nie mogła. Wtuliła się w tors blondyna i zaczęła
płakać. Zdziwiony chłopak nie reagował przez chwilę, a później przytulił ją
mocniej do siebie.
- Ej Granger, nie płacz. Już po
wszystkim. – mówił spokojnym głosem, który działał na nią niezwykle kojąco.
Powoli się uspokoiła. - Więc… kto to
był?
- Nie wiem, czy powinnam ci mówić
– zawahała się Hermiona.
- Powiedz, nie możesz tak tego
zostawić. Musisz odzyskać różdżkę.
- To była…
_________________
Rozdział słaby :/ Nie wiem, czy jest sens dalej to pisać, więc jeśli ktoś czyta,
PROSZĘ O KOMENTARZE I DOBRE RADY ;)
Mrs Black
Nominowałam Cię do ,,Liebster Award" :) Pytania znajdują się na moim blogu.
OdpowiedzUsuńTO jest bardzo ciekawe. Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://najwazniejsze-w-zyciu.blogspot.com/
Zastanawiasz się czy pisać dalej? Jak nie będziesz pisać, to obiecuję znajdę Cię i rzucę na Ciebie Avade. Rozdział genialny, super że Miona zamieniła się w lwice, zawsze ją tak widziałam. Końcówka najlepsza (Draco obejmujący Hermionę, ahhh ♥)! Kto ją zaatakował? Muszę się dowiedzieć, lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńZnowu ta oślepiająca barwa :/ grr ale komentarz jest :3
OdpowiedzUsuńHeh piszesz idealnie i niejedna bloggerka mogłaby ci pozazdrościć!
Tak trzymaj i życzę weny
~Crucio
Super ! Wreszcie jakaś akcja ! Bardzo podoba mi się ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny !