poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 6


Rozdział 6
Następnego dnia Hermiona obudziła się w wyjątkowo dobrym nastroju. Po śniadaniu poszła do profesor McGonagall, która po długich prośbach pozwoliła Gryfonce skorzystać z sieci Fiuu. Ucieszona dziewczyna pobiegła do sowiarni, napisać do Harrego. Poprosiła go o spotkanie wieczorem.
Szła w kierunku wieży Gryffindoru z zamiarem zaproszenia Ginny na spacer. Postanowiła skrócić sobie drogę przez mały, nieuczęszczany korytarz. Szła przez kilka minut, kiedy poczuła na sobie czyjś wzrok, nieznacznie przyśpieszyła. Była pewna, że ktoś ją śledzi, ale nie dała tego po sobie poznać. Zawsze myślała trzeźwo w obliczu zagrożenia, nie wpadała w panikę. Doszła do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie jak najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie jest więcej osób. Mocniej ścisnęła różdżkę w kieszeni.  Zbliżała się do końca korytarza, kiedy poczuła bardzo mocne uderzenie w tył głowy. Przewróciła się i zamdlała…
Obudziła się w ciemnym, zatęchłym pomieszczeniu. Leżała na ziemi, a jej ubrania były poszarpane. Siedziała tak prze kilka minut, póki jej oczy nie przyzwyczaiły się do ciemności. Sprawdziła kieszeń, różdżki nie było. Rozejrzała się po pokoju. Był całkowicie pusty, nie licząc starych, drewnianych drzwi i małego okna, za którym zobaczyła ciemne odmęty jeziora. Była w lochach. Siedziała na zimnej, kamiennej podłodze. Spróbowała wstać. Podniosła się, ale musiała przytrzymać się ściany, poczuła rozrywający ból w kostce. Napastnik, a może napastnicy musieli ją skręcić, kiedy ją tutaj zaciągali. No właśnie. Pierwszy raz pomyślała, kto i dlaczego jej to zrobił. Był dopiero początek roku, nie przypominała sobie, aby ktoś jej groził. Musiała się wydostać. Ale jak? Zastanawiała się ile już tutaj jest. Wieczorem miała spotkać się z Harrym. W liście napisała, że McGonagall pozwoliła jej wyjść, może przyjaciel zaniepokojony jej nieobecnością zwróci się do dyrektorki. Ale nie mogła czekać. Nie miała jednak niczego, co pomogłoby jej wyjść. I nagle coś sobie przypomniała.
Nie, to się nie uda.
A może jednak, tyle o tym czytałaś.
Ale to jest niesamowicie trudne.
Jesteś najmądrzejszą czarownicą od Roveny Ravenclaw, musi się udać.
Jeśli nie, nie będę miała na nic siły.
Taką walkę toczyła w myślach, kiedy otworzyły się drzwi. Momentalnie wstała i znów poczuła ten ból. Nie dała jednak tego po sobie poznać. Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Do złudzenia przypominała tę z jej snów. To nie możliwe, Voldemort nie żyje. Poczuła jednak ulgę, kiedy ten „ktoś” przemówił kobiecym głosem. Znała go, ale nie mogła sobie przypomnieć, do kogo należał.
- O, nasza szlama się obudziła. – powiedziała z kpiną w głosie.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – zapytała suchym głosem, nie dając poznać, że odczuwa niepokój.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Gratuluję inteligencji. Gdybym wiedziała, to bym nie pytała. – Teraz to w głosie Hermiony dało się odczuć ironię. Przestała się bać, chciała tylko wiedzieć o co chodzi.
- Nie pozwalaj sobie szlamo! Nie zapominaj, że to ja mam różdżkę. – warknęła groźnie. – Crucio!

Hermiona poczuła, jak ogromna fala bólu przeszywa jej ciało. Upadła. Każdy centymetr jej ciała bolał niemiłosiernie. To zaklęcie było jednak lżejsze od tego, którym potraktowała ją kiedyś Bellatrix. I nagle, ból znikł tak szybko, jak się pojawił. Jakiekolwiek były zamiary porywaczki, nie zamierzała jej zabić. Jeszcze.
Usłyszała trzask zamykanych drzwi. Podniosła się powoli i usiadła, opierając o ścianę. Teraz nie miała wątpliwości. Przeczytała mnóstwo książek o animagii. Postanowiła, że obudzi w sobie wewnętrzne zwierzę, które pomoże jej się stąd wydostać. Czekała tylko na odpowiednią okazję. Teraz nie miała sił, przez niewybaczalne zaklęcie.
Siedziała tak kilka godzin, nie ruszała się,  nie mówiła. Myślała tylko o tym, w jakim celu została uprowadzona. Zastanawiała się też, czy ktoś jej szuka.
Nagle usłyszała kroki. Nadeszła ta chwila. Wstała i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy i próbowała oczyścić swój umysł ze wszystkich myśli. Przyszło jej to z niemałym trudem, ale udało się. Nie myślała o niczym. Poczuła jak każdy obolały milimetr jej ciała się napina. W tej samej chwili otworzyły się drzwi. Stanęła w nich ta sama zakapturzona kobieta. Z niepokojem popatrzyła na Gryfonkę, która po chwili zmieniła się w… najprawdziwszą lwicę. Była w Gryffindorze, była odważna, była dumna. Tak, to zwierzę zdecydowanie do niej pasowało.
Kobieta zamarła. A Hermiona doskonale poczuła się w swoim ciele. Bez wahania rzuciła się przed siebie. Skoczyła na porywaczkę i przewróciła ją na ziemię. Zobaczyła jej twarz.
  No tak, mogła się tego spodziewać. Wybiegła z pomieszczenia i szybko zmierzała korytarzem. Na końcu znów przybrała ludzką postać. Poczuła zmęczenie. Po kilkunastu minutach znalazła w końcu wyjście z lochów. Była już naprawdę zmęczona, ale wciąż biegła w stronę swojego dormitorium. Była już niedaleko, kiedy zobaczyła ją Ginny.
- Merlinie! Miona!Gdzie byłaś, co ci się stało?! – krzyknęła.
Szatynka dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać. Poszarpane ubrania, mnóstwo siniaków i zaschnięta krew na twarzy.
- Gin, chodźmy do mojego dormitorium, wyjaśnię ci wszystko. – powiedziała słabym głosem.
Ruda przytaknęła  i pomogła przyjaciółce dostać się do pokoju.
- Hermi, co ci się stało? Szukaliśmy cię cały dzień.
Hermiona opowiedziała wszystko Ginny. Nie pominęła tego, że udało jej się zmienić w lwicę. Teraz sama nie mogła w to uwierzyć! Wielu dorosłych czarodziejów musiało próbować wielokrotnie, zanim to zrobiło. Jej udało się za pierwszym razem. Merlinie, zrobiła to nielegalnie. A co jeśli ktoś na nią doniesie? Ale zmusiła ją do tego sytuacja. Nie wiedziała co by się stało, gdyby tam została. 
- Ginny, pójdę się wykąpać- powiedziała Hermiona.
- Jasne – powiedziała ruda. Bardzo martwiła się o przyjaciółkę. 
Hermiona nalała wody do wanny, dodała płyn do kąpieli o zapachu kwiatów i zanurzyła się w ciepłej wodzie. Obiecała sobie, że nie będzie się zamartwiać. Z drugiej strony, zastanawiała się, czego chciała od niej ta wywłoka. No i była też dumna z tego, że udało jej się przybrać postać zwierzęcia za pierwszym razem. Jak to możliwe, że odczuwała tyle sprzecznych uczuć? Zanurzyła głowę w wodzie  i zmyła krew z twarzy. Kiedy woda zrobiła się chłodna, postanowiła wyjść z wanny. Popatrzyła na siebie w lustrze. Jej  szczupłe ciało, było całe w siniakach i zadrapaniach. Na skroni miała większą ranę, z której sączyło się jeszcze trochę krwi.
Dopiero teraz zauważyła, że nie wzięła żadnych ubrań. Owinęła się białym ręcznikiem i wyszła z łazienki. O dziwo, w salonie nie zastał Ginny, nie przejęła się tym jednak i ruszyła do sypialni. Z szafy wyjęła legginsy i luźną, jasną koszulkę. Kiedy się ubierała usłyszała trzask zamykanych drzwi. Była pewna, że Ginny wróciła. Wyszła z sypialni, ale zamiast rudej przyjaciółki zobaczyła blondwłosego Ślizgona. Miała zapytać co się stało, kiedy on odezwał się pierwszy.
- Granger, co się stało? Gdzie byłaś? Kto ci to zrobił? Wyglądasz okropnie – jego twarz miała obojętny wyraz, ale w głosie słyszała coś co brzmiało jak… Troska? Nie, to nieprawdopodobne.
- Dlaczego cię to interesuje? – zapytała zdziwiona
- Tak właściwie to nie wiem, jeśli nie chcesz to nie mów- powiedział obojętnie – Wiewiórka powiedziała, że wróciłaś. Chciałem sprawdzić, czy wszystko jest ok.
- Oh, tak. Dzięki. – usiadła na sofie, obok blondyna.
- Więc… Co się stało? – zapytał
- Dzisiaj po śniadaniu byłam w sowiarni, żeby wysłać list do Harrego, mieliśmy się spotkać, żeby… porozmawiać. Później wracałam jakimś  korytarzem na trzecim piętrze i poczułam na sobie czyjś wzrok. Ktoś uderzył mnie w głowę. Obudziłam się gdzieś w lochach. – Na to wspomnienie pojawiły się jej łzy w oczach. Nie umknęło to uwadze blondyna, który objął ją ramieniem. W duchu Hermiona była mu wdzięczna, że z nią jest. – Później przyszła jakaś kobieta, zaczęła mnie wyzywać, rzuciła Cruciatusa.
- Rzuciła na ciebie Crucio?! – Blondyn prawie krzyknął
- To właśnie powiedziałam. – opowiedziała wszystko, co się stało. Pominęła tylko to, kim była ta kobieta. 
Kiedy skończyła opowiadać, nie mogła już powstrzymać łez. Czasem miała dość świata magii. Mimo, że kochała być czarodziejką, denerwowały ją niektóre panujące tu zasady, jak na przykład podział  według pochodzenia. Była prawie pewna, że to jest powodem porwania. Nie rozumiała tego. Chociaż pochodziła z rodziny mugoli, była zdolniejsza od niejednego czarodzieja, który miał czystą krew. 
Nie wytrzymała, obiecała sobie, że się nie rozklei, ale nie mogła. Wtuliła się w tors blondyna i zaczęła płakać. Zdziwiony chłopak nie reagował przez chwilę, a później przytulił ją mocniej do siebie.
- Ej Granger, nie płacz. Już po wszystkim. – mówił spokojnym głosem, który działał na nią niezwykle kojąco. Powoli się uspokoiła. -  Więc… kto to był?
- Nie wiem, czy powinnam ci mówić – zawahała się Hermiona.
- Powiedz, nie możesz tak tego zostawić. Musisz odzyskać różdżkę.
- To była… 
_________________
Rozdział słaby :/ Nie wiem, czy jest sens dalej to pisać, więc jeśli ktoś czyta,
PROSZĘ O KOMENTARZE I DOBRE RADY ;)
Mrs Black 

5 komentarzy:

  1. Nominowałam Cię do ,,Liebster Award" :) Pytania znajdują się na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  2. TO jest bardzo ciekawe. Oby tak dalej ;)
    Zapraszam do siebie:
    http://najwazniejsze-w-zyciu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiasz się czy pisać dalej? Jak nie będziesz pisać, to obiecuję znajdę Cię i rzucę na Ciebie Avade. Rozdział genialny, super że Miona zamieniła się w lwice, zawsze ją tak widziałam. Końcówka najlepsza (Draco obejmujący Hermionę, ahhh ♥)! Kto ją zaatakował? Muszę się dowiedzieć, lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu ta oślepiająca barwa :/ grr ale komentarz jest :3
    Heh piszesz idealnie i niejedna bloggerka mogłaby ci pozazdrościć!
    Tak trzymaj i życzę weny
    ~Crucio

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ! Wreszcie jakaś akcja ! Bardzo podoba mi się ten rozdział :)
    Życzę dużo weny !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. Każdy z nich jest motywujący, więc zachęcam do zostawienia po sobie śladu ;)