sobota, 29 marca 2014

Rozdział 5


Środa, nie licząc oczywiście weekendu, była ulubionym dniem tygodnia Hermiony. Głównie dlatego, że miała wtedy swoje ulubione lekcje. Na dodatek wszystkie były z Krukonami lub Puchonami, więc nie była narażona na towarzystwo uczniów domu węża. Gryfonka wiedziała, że taki konflikt jest bezsensowny, jednak większości Ślizgonów nie dało się lubić. A przynajmniej tych, z którymi rozmawiała chociaż raz. Wyjątkiem był Blaise. Nie wiedziała, dlaczego zaczął się z nią przyjaźnić, ale wydawało się, że był szczery. Zawsze wydawał się jej otwartą osobą, ale kiedy Voldemort rósł w sile, nie mógł przyjaźnić się z Gryfonką, a do tego szlamą.
Dziewczyna leżała na dużym łóżku w swoim dormitorium i pisała wypracowanie o animagii na transmutację. Bardzo zaciekawił ją ten temat i poważnie zastanawiała się, czy nie zostać animagiem.
Skończyła pisać, odłożyła pergamin i pióro i spojrzała na zegarek. Musiała iść na kolejny, na szczęście ostatni już szlaban z Malfoyem. Była ciekawa, co wymyślił. Zabrała różdżkę i wyszła z dormitorium. Zaczęła schodzić po schodach, kiedy uświadomiła sobie, że nie wie, gdzie ma się spotkać z blondynem. Nie zastanawiała się długo, bo na drugim końcu korytarza obaczyła Ślizgona.
- Witaj Malfoy- powiedziała, siląc się na uprzejmy ton.
- Cześć.
- To… co mam dzisiaj robić? – była pewna, że Ślizgon wymyślił jej jakieś nudne zajęcie.
- A kto powiedział, że masz coś robić? – zapytał uśmiechając się lekko.
- To jest mój szlaban, więc pomyślałam, że…
- Granger, skończyłaś sprzątać wczoraj, zapomniałaś? – uśmiechnął się ironicznie – Dzisiaj idziemy na spacer.
- Co? – dziewczyna prawie krzyknęła – to bez sensu, jeśli nie mam niczego robić to wrócę do dormitorium, skończę pracę domową i…
- Nie. To jest twój szlaban, ja cię pilnuję, więc idziemy na spacer. – Powiedział stanowczo. Nie znosił, gdy ktoś mu się sprzeciwiał.
Hermiona stwierdziła, że nie ma sensu się kłócić i westchnęła zrezygnowana. Ruszyli w stronę wyjścia zamku.
Był wrześniowy wieczór, słońce powoli chowało się za horyzontem, ale wciąż było ciepło. Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła. Nie umknęło to uwadze chłopaka.
-  Czemu się szczerzysz, Granger? – zapytał z charakterystycznym dla niego uśmiechem.
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu jest ładny dzień.
- Eh, co za różnica, czy świeci słońce, czy nie?
- Takie dni kojarzą mi się z dzieciństwem. Z rodzicami – uśmiech znikł z jej twarzy – Szkoda, że nie mogę ich zobaczyć, albo przynajmniej wiedzieć, co u nich – sama nie wiedziała, dlaczego mówi to człowiekowi, którego uważała z a wroga.
- Jak to? – zapytał zdezorientowany Draco – Napisz list…
- To nie takie proste – uśmiechnęła się smutno – Na początku poprzednich wakacji zmodyfikowałam im pamięć, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Wyjechali do Australii, zawsze o tym marzyli. Po wojnie próbowałam ich odnaleźć, ale nie natrafiłam na żadne ślady. Wiem tylko, że przed świętami opuścili Australię – westchnęła cicho
- Oh, eee… ja… przepraszam, nie wiedziałem – powiedział zmieszany.
 Nie do wiary! Idą sobie spokojnie przez błonia, rozmawiają o rodzicach Hermiony, a do tego Malfoy ją przeprasza! Co się dzieje z tym światem?
- Nic nie szkodzi –powiedziała.
- Szukałaś ich przez całe wakacje?  - zapytał po chwili.
- Nie, po kilku tygodniach się poddałam  - powiedziała cicho. – Too… gdzie idziemy? – dodała po chwili.
- Em… do lasu?
- Co?! Zbliża się wieczór, a ty chcesz iść do Zakazanego Lasu? Na mózg ci padło? – zdenerwowała się.
- Czyżby nasza odważna Gryfonka się bała? – zapytał z ironicznym uśmiechem
- Nie skąd, po prostu nie chcę słuchać, jak panikujesz, tak jak w pierwszej klasie – teraz to ona uśmiechnęła się tryumfująco. Draco nienawidził, gdy się mu o tym przypominało.
- Nie bój się. Jeśli martwisz się tylko o mnie, to idziemy.
Hermiona zawahała się przez chwilę, przy wejściu do lasu. Nie chciała jednak, żeby Malfoy uznał ją za tchórza. Zebrała w sobie całą swoją gryfońską odwagę i ruszyła szybszym krokiem.
Szła ramię w ramię ze Ślizgonem. Rozmawiali o nieważnych rzeczach, jak ulubiony kolor, czy książki. Hermiona przekonała się, że blondyn jest bardzo inteligentny, jeśli nie dręczy słabszych. Przez chwilę brązowowłosa pomyślała, że chciałaby się z nim przyjaźnić, jednak szybko wybiła sobie te myśli z głowy. On wciąż był jej wrogiem.
Słońce chowało się powoli za horyzontem, a ścieżka od kilkuset metrów była tak wąska, że Hermiona szła przodem, a Draco tuż za nią.
- Malfoy, daleko jeszcze? Nie orientuję się tutaj – zapytała zaniepokojona
Nie doczekała się odpowiedzi. Odwróciła się, ale ku jej przerażeniu nie zobaczyła Ślizgona.
- Malfoy…? – zapytała z już wyraźnym niepokojem w głosie.
Nagle usłyszała jakiś szelest w krzakach obok. Pomyślała, że Ślizgon chce ją przestraszyć. Ruszyła w tamtym kierunku. Zdążyła jedynie zrobić kilka kroków, kiedy z zarośli wyszło jakieś zwierzę. Wyglądało jak połączenie wilka, niedźwiedzia i kilku innych groźnych gatunków. Nigdy wcześniej takie czegoś nie widziała, ale była pewna, że nie jest nastawione przyjaźnie. Sięgnęła do kieszeni i stanęła jak spetryfikowana. Nie miała przy sobie różdżki! Była pewna, że zabierała ją z dormitorium.
Zwierze patrzyła na nią przez sekundę, po czym jednym skokiem powaliło ją na ziemię. Poczuła przerażający ból w lewej ręce. Otworzyła oczy i zobaczyła kły rozszarpujące jej przedramię. Traciła bardzo dużo krwi. Wiedziała, że to już koniec. Nie miała przy sobie niczego, czym mogłaby się bronić. Zapadała się w ciemność…
Nim jeszcze otworzyła oczy, poczuła, że leży na czymś miękkim. Próbowała przypomnieć sobie co się stało. Miała szlaban z Malfoyem, byli w Zakazanym Lesie, coś ją zaatakowało. Chwileczkę… powinna już nie żyć. Ale to niemożliwe. Cały czas czuła rozrywający ból w ręce.
Powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w wysokim pomieszczeniu, do którego, przez wielkie okna wpadało jasne światło. Była w skrzydle szpitalnym.
Jak ona się tu znalazła? Kto  ją uratował? Co się stało z Malfoyem? Ile już tutaj leży? – te i tysiące innych pytań kłębiły się w jej głowie. Spróbowała usiąść na łóżku, ale nie mogła. Wszystko ją bolało, miała już kogoś zawołać, kiedy otworzyły się drzwi od gabinetu pani Pomfrey.
- Oh, obudziłaś się już! Świetnie, wypij te eliksiry, poczujesz się lepiej – kobieta podała jej tacę,  na której stało kilka fiolek z eliksirami  w różnych kolorach.
- Dobrze, dziękuję, ale… - nie wiedziała o co dokładnie zapytać
- Teraz musisz odpoczywać, czas na pytania będzie później. – powiedziała Pani Pomfrey i nim Hermiona zdążyła się sprzeciwić, zniknęła w swoim gabinecie.
Eliksiry powoli zaczynały działać i brązowowłosa mogła usiąść na łóżku. Kiedy znalazła się w tej pozycji, rozejrzała się po pomieszczeniu. Była sama.
 Czy to Malfoy ją uratował? To niemożliwe. Kilka lat temu pragnął jej śmierci. Ale w pobliżu nie było nikogo innego. Gdzie on w ogóle zniknął?
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do Skrzydła Szpitalnego weszli Ginny i Blaise.
- Miona, obudziłaś się! – krzyknęła Ginny i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Jak się czujesz? – zapytał Zabini i ku jej zdumieniu, pocałował ją w policzek.
- Całkiem nieźle, przed chwilą się obudziłam, pani Pomfrey dała mi jakieś eliksiry i jest już lepiej. Ile już tu jestem?
- Dwa dni – powiedziała Ginny
- Oh, a co z Malfoyem? – zapytała zaniepokojona.
- Uratował cię, ale nic poważnego mu się nie stało. Jest w swoim dormitorium. Prosił Pomfrey, żeby nie musiał tu leżeć. – powiedział Blaise.
Hermiona rozmawiała z nimi jeszcze kilka minut, ale kiedy usłyszała ich pielęgniarka, od razu wyrzuciła przyjaciół gryfonki.
***
Znów szła przez Zakazany Las. Zimny wiatr sprawiał, że ciarki przechodziły po jej drobnym ciele, ubranym jedynie w poszarpaną sukienkę. Na rękach miała pełno zadrapań. Usłyszała kobiecy krzyk, który brzmiał dziwnie znajomo. Dochodził zza kilku potężnych drzew. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce i ruszyła w tamtą stronę. Za drzewami zobaczyła niedużą polanę. Na jej środku widniał ciemny kształt, wyglądał jak wysoki, wąski kamień. A obok niego trzy postacie. Dwie leżały na ziemi, najprawdopodobniej związane niewidzialnymi linami. Jej rodzice. Trzecia postać pochylała się nad nimi z różdżką. Z gardła Hermiony wyrwał się dźwięk, przypominający krzyk i jęk rozpaczy jednocześnie. Zakapturzony napastnik wypowiedział zaklęcie rozbrajające, za nim  zdążyła zareagować. Machnął różdżką i dziewczyna znalazła się obok niego, przywiązana do zimnego kamienia. Popatrzyła w twarz napastnika. W krwistoczerwonych oczach malowała się rządza śmierci. Odwrócił się w stronę państwa Granger, wykonał ruch różdżką i zimnym głosem, przypominającym syk węża wypowiedział dwa słowa. Avada Kedavra. Hermiona ze łzami w oczach zaczęła krzyczeć, próbowała się uwolnić. Strach zniknął, teraz była w niej tylko gryfońska natura i chęć zemsty. Nagle usłyszała kolejny głos, stanowczy, ale delikatny. Tak bardzo nie pasujący do tej przerażającej scenerii.
- Granger, obudź się. Słyszysz mnie? To tylko sen. – blondyn jedną ręką trzymał dłoń Hermiony, a drugą delikatnie potrząsał jej ramieniem. Był ciekawy, co takiego jej się przyśniło.
*
Otworzyła oczy i zobaczyła Ślizgona siedzącego obok niej na łóżku. Natychmiast wstała.
- To twoja różdżka. Jak się czujesz?
-  Nie źle. Ale… co ty tu robisz? I co się stało?
- Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz, ale spałaś, więc postanowiłem poczekać – nie powiedział, że nie chciał jej budzić, bo wyglądała uroczo, kiedy spała.  – Więc byliśmy w Zakazanym Lesie, zatrzymałem się na chwilę i straciłem cię z oczu. Poszedłem dalej, zauważyłem twoją różdżkę, pomyślałem, że coś mogło się stać. Poszedłem dalej i zobaczyłem jak to COŚ cię atakuję. Rzuciłem na to Avadę, bo nie miałem innego wyjścia. Byłaś nieprzytomna. Szybko przyniosłem cię tutaj. Ale to nie ważne. Miałaś koszmar? Co się stało?
- Oh nie, to nic. Często mi się to śni. Cały czas to samo. Powinnam wiedzieć, że to tylko sen, ale nie mogę. Wszystko wydaje się takie realistyczne.  – opowiedziała Ślizgonowi swój sen.
- Nie martw się, na pewno są bezpieczni, Voldemorta nie ma, nic im nie grozi. – powiedział szeptem i objął ją ramieniem.
Kiedy ich ciała się zetknęły oboje poczuli to samo. Nie wiedzieli tylko, co to jest. Zniknęła nienawiść, która budowała się przez 7 długich lat. Oboje przestali się oszukiwać. Chciała się z nim przyjaźnić, nie tylko, żeby pomóc Harremu. Brakowało jej przyjaciela. Miała Ginny, ale od zawsze wolała towarzystwo chłopaków.
- Dziękuję – powiedziała cicho. – Pójdę już spać.
- Więc nie przeszkadzam. Dobranoc – powiedział i uśmiechnął się do niej. Nie był to jednak ironiczny uśmiech, jakim zazwyczaj ją obdarzał. Chyba pierwszy raz w życiu uśmiechnął się do niej szczerze.
Rano Hermiona obudziła się jak nowonarodzona. Pani Pomfrey powiedziała, że wieczorem będzie mogła wróci do siebie. Gryfonka się ucieszyła, musiała uzupełnić notatki z trzech dni! Po obiedzie nalegała, żeby mogła już pójść. Pielęgniarka  zgodziła się bardzo niechętnie i dała jej kilka fiolek z eliksirami, gdyby poczuła się gorzej. Ale dziewczyna była pewna, że to nie jest konieczne. Czuła się świetnie, a na jej przedramieniu nie było nawet śladu.
Właśnie robiła notatki z zaklęć, kiedy usłyszała pukanie w szybę. Sowa Harrego. Szybko otworzyła okno, wpuściła sowę i za pomocą różdżki napełniła miseczkę wodą. Była naprawdę wdzięczna Malfoyowi. Nie miała pojęcia co by zrobiła, gdyby jej nie znalazł.
Odwiązała list od nóżki sowy.

Droga Hermiono!
Chciałbym się z Toba spotkać, żeby omówić TĘ sprawę. Wiem, że możesz mieć problemy, po naszym ostatnim spotkaniu, dlatego proszę, odpisz szybko.
Twój przyjaciel, Harry.

Hermiona obiecała sobie, że następnego dnia poprosi o zgodę McGonagall, wzięła szybką kąpiel i zasnęła.


~~*~~
Rozdział jest okropny, ale chciałam coś dodać. Jakoś mniej weny :/ Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy.
JEŚLI TO CZYTASZ, PROSZĘ, ZOSTAW KOMENTARZ. LICZĘ NA DOBRE RADY ;)

6 komentarzy:

  1. Super! Nie wiem co napisać, po prostu genialne. Czekam na next :)
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten roździał nie jest okropny tylko rewelacyjny

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm jako że dopiero zaczęłam czytać tego bloga nie zamierzałam go komentować...ale twoja PROŚBA była tak zauważalna ze nie dało się "przejść obok niej" obojętnie XD
    Ponieważ sama piszę tylko dla siebie i nie mam zamiaru tego publikować nei wiem jakie rady moge ci dać ale bardzo spodobał mi się twój blog <3 Życzę dalszej weny i obyś trzymała tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby tak dalej ... ;)
    Życzę dużo weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To... zwierzę... to chyba mój pieseczek był...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. Każdy z nich jest motywujący, więc zachęcam do zostawienia po sobie śladu ;)