Środa, nie licząc oczywiście
weekendu, była ulubionym dniem tygodnia Hermiony. Głównie dlatego, że miała
wtedy swoje ulubione lekcje. Na dodatek wszystkie były z Krukonami lub
Puchonami, więc nie była narażona na towarzystwo uczniów domu węża. Gryfonka
wiedziała, że taki konflikt jest bezsensowny, jednak większości Ślizgonów nie
dało się lubić. A przynajmniej tych, z którymi rozmawiała chociaż raz.
Wyjątkiem był Blaise. Nie wiedziała, dlaczego zaczął się z nią przyjaźnić, ale
wydawało się, że był szczery. Zawsze wydawał się jej otwartą osobą, ale kiedy
Voldemort rósł w sile, nie mógł przyjaźnić się z Gryfonką, a do tego szlamą.
Dziewczyna leżała na dużym łóżku
w swoim dormitorium i pisała wypracowanie o animagii na transmutację. Bardzo
zaciekawił ją ten temat i poważnie zastanawiała się, czy nie zostać animagiem.
Skończyła pisać, odłożyła
pergamin i pióro i spojrzała na zegarek. Musiała iść na kolejny, na szczęście ostatni
już szlaban z Malfoyem. Była ciekawa, co wymyślił. Zabrała różdżkę i wyszła z
dormitorium. Zaczęła schodzić po schodach, kiedy uświadomiła sobie, że nie wie,
gdzie ma się spotkać z blondynem. Nie zastanawiała się długo, bo na drugim
końcu korytarza obaczyła Ślizgona.
- Witaj Malfoy- powiedziała,
siląc się na uprzejmy ton.
- Cześć.
- To… co mam dzisiaj robić? –
była pewna, że Ślizgon wymyślił jej jakieś nudne zajęcie.
- A kto powiedział, że masz coś
robić? – zapytał uśmiechając się lekko.
- To jest mój szlaban, więc
pomyślałam, że…
- Granger, skończyłaś sprzątać
wczoraj, zapomniałaś? – uśmiechnął się ironicznie – Dzisiaj idziemy na spacer.
- Co? – dziewczyna prawie
krzyknęła – to bez sensu, jeśli nie mam niczego robić to wrócę do dormitorium,
skończę pracę domową i…
- Nie. To jest twój szlaban, ja
cię pilnuję, więc idziemy na spacer. – Powiedział stanowczo. Nie znosił, gdy
ktoś mu się sprzeciwiał.
Hermiona stwierdziła, że nie ma
sensu się kłócić i westchnęła zrezygnowana. Ruszyli w stronę wyjścia zamku.
Był wrześniowy wieczór, słońce
powoli chowało się za horyzontem, ale wciąż było ciepło. Hermiona mimowolnie
się uśmiechnęła. Nie umknęło to uwadze chłopaka.
-
Czemu się szczerzysz, Granger? – zapytał z charakterystycznym dla niego
uśmiechem.
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu jest ładny dzień.
- Eh, co za różnica, czy świeci
słońce, czy nie?
- Takie dni kojarzą mi się z
dzieciństwem. Z rodzicami – uśmiech znikł z jej twarzy – Szkoda, że nie mogę
ich zobaczyć, albo przynajmniej wiedzieć, co u nich – sama nie wiedziała,
dlaczego mówi to człowiekowi, którego uważała z a wroga.
- Jak to? – zapytał
zdezorientowany Draco – Napisz list…
- To nie takie proste –
uśmiechnęła się smutno – Na początku poprzednich wakacji zmodyfikowałam im
pamięć, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Wyjechali do Australii, zawsze o tym
marzyli. Po wojnie próbowałam ich odnaleźć, ale nie natrafiłam na żadne ślady.
Wiem tylko, że przed świętami opuścili Australię – westchnęła cicho
- Oh, eee… ja… przepraszam, nie
wiedziałem – powiedział zmieszany.
Nie do wiary! Idą sobie spokojnie przez
błonia, rozmawiają o rodzicach Hermiony, a do tego Malfoy ją przeprasza! Co się
dzieje z tym światem?
- Nic nie szkodzi –powiedziała.
- Szukałaś ich przez całe
wakacje? - zapytał po chwili.
- Nie, po kilku tygodniach się
poddałam - powiedziała cicho. – Too…
gdzie idziemy? – dodała po chwili.
- Em… do lasu?
- Co?! Zbliża się wieczór, a ty
chcesz iść do Zakazanego Lasu? Na mózg ci padło? – zdenerwowała się.
- Czyżby nasza odważna Gryfonka
się bała? – zapytał z ironicznym uśmiechem
- Nie skąd, po prostu nie chcę
słuchać, jak panikujesz, tak jak w pierwszej klasie – teraz to ona uśmiechnęła
się tryumfująco. Draco nienawidził, gdy się mu o tym przypominało.
- Nie bój się. Jeśli martwisz się
tylko o mnie, to idziemy.
Hermiona zawahała się przez
chwilę, przy wejściu do lasu. Nie chciała jednak, żeby Malfoy uznał ją za
tchórza. Zebrała w sobie całą swoją gryfońską odwagę i ruszyła szybszym
krokiem.
Szła ramię w ramię ze Ślizgonem.
Rozmawiali o nieważnych rzeczach, jak ulubiony kolor, czy książki. Hermiona
przekonała się, że blondyn jest bardzo inteligentny, jeśli nie dręczy
słabszych. Przez chwilę brązowowłosa pomyślała, że chciałaby się z nim
przyjaźnić, jednak szybko wybiła sobie te myśli z głowy. On wciąż był jej
wrogiem.
Słońce chowało się powoli za
horyzontem, a ścieżka od kilkuset metrów była tak wąska, że Hermiona szła
przodem, a Draco tuż za nią.
- Malfoy, daleko jeszcze? Nie
orientuję się tutaj – zapytała zaniepokojona
Nie doczekała się odpowiedzi.
Odwróciła się, ale ku jej przerażeniu nie zobaczyła Ślizgona.
- Malfoy…? – zapytała z już
wyraźnym niepokojem w głosie.
Nagle usłyszała jakiś szelest w
krzakach obok. Pomyślała, że Ślizgon chce ją przestraszyć. Ruszyła w tamtym
kierunku. Zdążyła jedynie zrobić kilka kroków, kiedy z zarośli wyszło jakieś
zwierzę. Wyglądało jak połączenie wilka, niedźwiedzia i kilku innych groźnych
gatunków. Nigdy wcześniej takie czegoś nie widziała, ale była pewna, że nie
jest nastawione przyjaźnie. Sięgnęła do kieszeni i stanęła jak spetryfikowana.
Nie miała przy sobie różdżki! Była pewna, że zabierała ją z dormitorium.
Zwierze patrzyła na nią przez
sekundę, po czym jednym skokiem powaliło ją na ziemię. Poczuła przerażający ból
w lewej ręce. Otworzyła oczy i zobaczyła kły rozszarpujące jej przedramię.
Traciła bardzo dużo krwi. Wiedziała, że to już koniec. Nie miała przy sobie
niczego, czym mogłaby się bronić. Zapadała się w ciemność…
Nim jeszcze otworzyła oczy,
poczuła, że leży na czymś miękkim. Próbowała przypomnieć sobie co się stało.
Miała szlaban z Malfoyem, byli w Zakazanym Lesie, coś ją zaatakowało.
Chwileczkę… powinna już nie żyć. Ale to niemożliwe. Cały czas czuła rozrywający
ból w ręce.
Powoli otworzyła oczy. Znajdowała
się w wysokim pomieszczeniu, do którego, przez wielkie okna wpadało jasne
światło. Była w skrzydle szpitalnym.
Jak ona się tu znalazła? Kto ją uratował? Co się stało z Malfoyem? Ile już
tutaj leży? – te i tysiące innych pytań kłębiły się w jej głowie. Spróbowała
usiąść na łóżku, ale nie mogła. Wszystko ją bolało, miała już kogoś zawołać,
kiedy otworzyły się drzwi od gabinetu pani Pomfrey.
- Oh, obudziłaś się już!
Świetnie, wypij te eliksiry, poczujesz się lepiej – kobieta podała jej
tacę, na której stało kilka fiolek z
eliksirami w różnych kolorach.
- Dobrze, dziękuję, ale… - nie
wiedziała o co dokładnie zapytać
- Teraz musisz odpoczywać, czas
na pytania będzie później. – powiedziała Pani Pomfrey i nim Hermiona zdążyła
się sprzeciwić, zniknęła w swoim gabinecie.
Eliksiry powoli zaczynały działać
i brązowowłosa mogła usiąść na łóżku. Kiedy znalazła się w tej pozycji,
rozejrzała się po pomieszczeniu. Była sama.
Czy to Malfoy ją uratował? To niemożliwe.
Kilka lat temu pragnął jej śmierci. Ale w pobliżu nie było nikogo innego. Gdzie
on w ogóle zniknął?
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk
otwieranych drzwi. Do Skrzydła Szpitalnego weszli Ginny i Blaise.
- Miona, obudziłaś się! – krzyknęła
Ginny i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Jak się czujesz? – zapytał
Zabini i ku jej zdumieniu, pocałował ją w policzek.
- Całkiem nieźle, przed chwilą
się obudziłam, pani Pomfrey dała mi jakieś eliksiry i jest już lepiej. Ile już
tu jestem?
- Dwa dni – powiedziała Ginny
- Oh, a co z Malfoyem? – zapytała
zaniepokojona.
- Uratował cię, ale nic poważnego
mu się nie stało. Jest w swoim dormitorium. Prosił Pomfrey, żeby nie musiał tu
leżeć. – powiedział Blaise.
Hermiona rozmawiała z nimi
jeszcze kilka minut, ale kiedy usłyszała ich pielęgniarka, od razu wyrzuciła
przyjaciół gryfonki.
***
Znów szła przez Zakazany Las. Zimny wiatr sprawiał, że ciarki
przechodziły po jej drobnym ciele, ubranym jedynie w poszarpaną sukienkę. Na
rękach miała pełno zadrapań. Usłyszała kobiecy krzyk, który brzmiał dziwnie
znajomo. Dochodził zza kilku potężnych drzew. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce
i ruszyła w tamtą stronę. Za drzewami zobaczyła niedużą polanę. Na jej środku widniał
ciemny kształt, wyglądał jak wysoki, wąski kamień. A obok niego trzy postacie.
Dwie leżały na ziemi, najprawdopodobniej związane niewidzialnymi linami. Jej
rodzice. Trzecia postać pochylała się nad nimi z różdżką. Z gardła Hermiony wyrwał
się dźwięk, przypominający krzyk i jęk rozpaczy jednocześnie. Zakapturzony
napastnik wypowiedział zaklęcie rozbrajające, za nim zdążyła zareagować. Machnął różdżką i
dziewczyna znalazła się obok niego, przywiązana do zimnego kamienia. Popatrzyła
w twarz napastnika. W krwistoczerwonych oczach malowała się rządza śmierci.
Odwrócił się w stronę państwa Granger, wykonał ruch różdżką i zimnym głosem,
przypominającym syk węża wypowiedział dwa słowa. Avada Kedavra. Hermiona ze
łzami w oczach zaczęła krzyczeć, próbowała się uwolnić. Strach zniknął, teraz
była w niej tylko gryfońska natura i chęć zemsty. Nagle usłyszała kolejny głos,
stanowczy, ale delikatny. Tak bardzo nie pasujący do tej przerażającej
scenerii.
- Granger, obudź się. Słyszysz
mnie? To tylko sen. – blondyn jedną ręką trzymał dłoń Hermiony, a drugą delikatnie
potrząsał jej ramieniem. Był ciekawy, co takiego jej się przyśniło.
*
Otworzyła oczy i zobaczyła Ślizgona
siedzącego obok niej na łóżku. Natychmiast wstała.
- To twoja różdżka. Jak się
czujesz?
-
Nie źle. Ale… co ty tu robisz? I co się stało?
- Przyszedłem zobaczyć jak się
czujesz, ale spałaś, więc postanowiłem poczekać – nie powiedział, że nie chciał
jej budzić, bo wyglądała uroczo, kiedy spała. – Więc byliśmy w Zakazanym Lesie, zatrzymałem
się na chwilę i straciłem cię z oczu. Poszedłem dalej, zauważyłem twoją
różdżkę, pomyślałem, że coś mogło się stać. Poszedłem dalej i zobaczyłem jak to
COŚ cię atakuję. Rzuciłem na to Avadę, bo nie miałem innego wyjścia. Byłaś
nieprzytomna. Szybko przyniosłem cię tutaj. Ale to nie ważne. Miałaś koszmar?
Co się stało?
- Oh nie, to nic. Często mi się
to śni. Cały czas to samo. Powinnam wiedzieć, że to tylko sen, ale nie mogę.
Wszystko wydaje się takie realistyczne.
– opowiedziała Ślizgonowi swój sen.
- Nie martw się, na pewno są
bezpieczni, Voldemorta nie ma, nic im nie grozi. – powiedział szeptem i objął
ją ramieniem.
Kiedy ich ciała się zetknęły
oboje poczuli to samo. Nie wiedzieli tylko, co to jest. Zniknęła nienawiść,
która budowała się przez 7 długich lat. Oboje przestali się oszukiwać. Chciała
się z nim przyjaźnić, nie tylko, żeby pomóc Harremu. Brakowało jej przyjaciela.
Miała Ginny, ale od zawsze wolała towarzystwo chłopaków.
- Dziękuję – powiedziała cicho. –
Pójdę już spać.
- Więc nie przeszkadzam. Dobranoc
– powiedział i uśmiechnął się do niej. Nie był to jednak ironiczny uśmiech,
jakim zazwyczaj ją obdarzał. Chyba pierwszy raz w życiu uśmiechnął się do niej
szczerze.
Rano Hermiona obudziła się jak
nowonarodzona. Pani Pomfrey powiedziała, że wieczorem będzie mogła wróci do
siebie. Gryfonka się ucieszyła, musiała uzupełnić notatki z trzech dni! Po
obiedzie nalegała, żeby mogła już pójść. Pielęgniarka zgodziła się bardzo niechętnie i dała jej
kilka fiolek z eliksirami, gdyby poczuła się gorzej. Ale dziewczyna była pewna,
że to nie jest konieczne. Czuła się świetnie, a na jej przedramieniu nie było
nawet śladu.
Właśnie robiła notatki z zaklęć,
kiedy usłyszała pukanie w szybę. Sowa Harrego. Szybko otworzyła okno, wpuściła
sowę i za pomocą różdżki napełniła miseczkę wodą. Była naprawdę wdzięczna Malfoyowi.
Nie miała pojęcia co by zrobiła, gdyby jej nie znalazł.
Odwiązała list od nóżki sowy.
Droga Hermiono!
Chciałbym się z Toba spotkać, żeby omówić TĘ sprawę. Wiem, że możesz
mieć problemy, po naszym ostatnim spotkaniu, dlatego proszę, odpisz szybko.
Twój przyjaciel, Harry.
Hermiona obiecała sobie, że
następnego dnia poprosi o zgodę McGonagall, wzięła szybką kąpiel i zasnęła.
~~*~~
Rozdział jest okropny, ale chciałam coś dodać. Jakoś mniej weny :/ Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy.
JEŚLI TO CZYTASZ, PROSZĘ, ZOSTAW KOMENTARZ. LICZĘ NA DOBRE RADY ;)
Super! Nie wiem co napisać, po prostu genialne. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen roździał nie jest okropny tylko rewelacyjny
OdpowiedzUsuńHmm jako że dopiero zaczęłam czytać tego bloga nie zamierzałam go komentować...ale twoja PROŚBA była tak zauważalna ze nie dało się "przejść obok niej" obojętnie XD
OdpowiedzUsuńPonieważ sama piszę tylko dla siebie i nie mam zamiaru tego publikować nei wiem jakie rady moge ci dać ale bardzo spodobał mi się twój blog <3 Życzę dalszej weny i obyś trzymała tak dalej :D
Oby tak dalej ... ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny ! :)
To... zwierzę... to chyba mój pieseczek był...
OdpowiedzUsuń