środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 14

Nie dopuszczała do siebie takiej myśli, przecież to było nie możliwe. Nie mieściło się to w jej rudej główce. Jej chłopak i najlepsza przyjaciółka obściskiwali się, kiedy ona była w toalecie.

~Dziesięć minut wcześniej~

- Smoku, bardzo mi przykro, ale porywam Hermionę na jedną piosenkę – powiedział Blaise z iście diabelskim uśmiechem.
Draco mierzył go wzrokiem, ale nic nie odpowiedział. Natomiast Hermiona mruknęła coś niezrozumiałego, co wyrażało niezadowolenie z tego, że ktoś ją „porywa”. Bynajmniej nie dlatego, że chciała spędzić więcej czasu z Malfoyem, ale dlatego,  że nie podobało jej się to, że Zabini zwrócił się do swojego przyjaciela, a nie do niej.
Już po chwili wirowali na parkiecie. Hermiona musiała przyznać, że Blaise tańczy tak samo dobrze, jak jego przyjaciel. No cóż, nie było się czemu dziwić, w końcu obaj pochodzili z arystokratycznych rodzin i z pewnością uczęszczali na jakieś lekcje tańca. Kiedy piosenka dobiegła końca, postanowili, że wrócą do Draco, który stał pod ścianą i rozmawiał z jakimś Ślizgonem. Zanim znaleźli się przy blondynie, towarzysz jego rozmowy zniknął w tłumie. Hermiona oparła się o ścianę, a  przed nią stali Draco i Blaise. Gryfonka miała proponować, żeby wrócili do stolika, kiedy jęknęła widząc kogoś (a może coś?) przed sobą. Astoria Greengrass we wściekle różowej sukience i z zestawem małego tynkarza na twarzy szła w ich kierunku. Na jej ustach gościł słodki uśmiech przepełniony jadem. Szatynce wydawało się, że Ślizgonka rzuca ukradkowe spojrzenia w prawą stronę, gdzie znajdowały się drzwi do Sali Wejściowej.
- Dracusiu, zatańczymy? – zapytała tak słodkim głosem,  że robiło się niedobrze.
- Nie – odpowiedział blondyn, nawet na nią nie patrząc.
- Ale dlaczego? – dopytywała trzepocząc rzęsami.
- Na rany Salazara, Greengrass! Czy ty nie potrafisz zrozumieć, że nie jestem tobą W OGÓLE zainteresowany? – prawie krzyknął zdenerwowany chłopak.
-  Ale Draco, co ma ta szlama, czego ja nie mam? – zapytała zerkając w prawą stronę.
- Nie nazywaj jej tak! – Blaise i Smok krzyknęli w tym samym momencie.
- Dracusiu, co ta szlama ci zrobiła?! Przecież… To nie możliwe! Jej krew! Och Draco, co powiedzą twoi rodzice? My musimy być razem!
- Ja i ty, Greengrass? Słyszysz co mówisz? Jesteś zwykłą, pustką panienką, która pcha się do łóżka każdemu bogatemu facetowi. Sama siebie nie szanujesz i wymagasz tego od innych ludzi?! Opanuj się kobieto i posłuchaj, bo więcej nie będę powtarzał. NIE JESTEM TOBĄ ZAINTERESOWANY, NIGDY NIE BYŁEM I ZAPEWNIAM, ŻE NIE BĘDĘ! A teraz pozbieraj resztki godności, które być może gdzieś tam zostały i wynoś się – tak wściekłego Draco, zarówno Astoria, jak i panna Granger nie widziały.
Greengrass uniosła dumnie głowę i kiedy wydawało się, że odejdzie, niespodziewanie odwróciła się i z całej siły popchnęła Zabiniego na Hermionę. W tym momencie do pomieszczenia weszła Ginny. Szatynka od razu zrozumiała, co znaczyły te ciągłe spojrzenia    w kierunku drzwi. Z perspektywy najmłodszej Weasley musiało to wyglądać tak, jakby się całowali.
Diabeł natychmiast odsunął się od Gryfonki  i w chwili, gdy miał zrobić porządną awanturę Greengrass, zobaczył Ginny, która w pośpiechu wychodziła z Wielkiej Sali. Bez wahania ruszył w tym samym kierunku. Kiedy przepchał się przez tłum zobaczył Rudą znikającą na końcu  schodów. Był pod wrażeniem kondycji te dziewczyny. Zobaczył, że wbiega do łazienki Jęczącej Marty. Podbiegł do drzwi i szarpnął za klamkę, ale była zamknięta.
- Gin, otwórz drzwi – powiedział łagodnie. - Wszystko ci wyjaśnię.
Odpowiedziała mu cisza.
- Ginny, kochanie, proszę.
Kiedy po jego piątej prośbie nikt nie odpowiedział, otworzył drzwi, używając Alohomory.  Widok, jaki tam zastał, przeraził go. Prawie cała podłoga była zalana wodą, a Jęcząca Marta siedziała na kabinie i wyraźnie rozbawiona śmiała się z czegoś. Tym „czymś” okazała się młoda Weasley, która siedziała w kącie i płakała. Blaise popatrzył na Martę nienawistnym wzrokiem, a ta zniknęła w odpływie toalety. Kiedy tylko Ginny zorientowała się, że nie jest sama, podniosła głowę. Ujrzawszy swojego chłopaka wstała z podłogi i popatrzyła na niego wzrokiem pełnym rozgoryczenia, żalu i złości.
- Ginny, proszę posłuchaj – zaczął Blaise.
- Nie chcę tego słuchać! – krzyknęła.
- To naprawdę nie tak jak myślisz, daj mi to wszystko wytłumaczyć.
- Nie. Nie wiem dlaczego mi to zrobiłeś. Zrobiliście. Naprawdę nie mam pojęcia, ale jeśli wolisz ją, to dlaczego byłeś ze mną?! Nie rozumiem, jak dwie najbliższe mi osoby mogły wyrządzić mi taką przykrość! Jeśli mnie nie kochasz, to zakończ to jak prawdziwy facet! Myślałam, że masz choć resztki godności, a ty perfidnie mnie zdradziłeś. A do tego z moją najlepsza przyjaciółką, na oczach wszystkich! – łzy zaczęły lecieć jeszcze obficiej z jej oczu.
- Do jasnej cholery, Weasley! Nigdy cię nie zdradziłem i uwierz, że nie mam zamiaru. Wyjaśnię ci to wszystko, ale nie tutaj! Chodźmy do mojego dormitorium.
- Nigdzie z tobą nie idę!
Ślizgon powoli nie wytrzymywał. Dlaczego nie chciała go wysłuchać? Bez wahania podszedł do dziewczyny, objął ją i przerzucił sobie przez ramię, jak gdyby nic nie ważyła. Dziewczyna próbowała się wyrywać, ale już po chwili zdała sobie sprawę, że się nie uwolni.
Kiedy dotarli do dormitorium Blaise, chłopak położył ją na łóżku, a sam zamknął drzwi za pomocą silnego zaklęcia, tak, aby nikt im nie przeszkadzał i wyciszył pomieszczenie. Odkąd Draco dostał własne dormitorium, Zabini sypiał sam w pokoju.
- Masz pięć minut – burknęła Ginny krzyżując ręce na piersi.
- Rozmawiałem ze Smokiem i Granger, kiedy podeszła do nas ta wywłoka, Greengrass. Draco dał jej do zrozumienia, że nie jest zainteresowany. Musiała zauważyć cię, kiedy wracałaś na salę i kiedy weszłaś do środka, popchnęła mnie na Hermionę. To musiało wyglądać dziwnie, ale przysięgam, że cię nie zdradziłem – Blaise popatrzył na dziewczynę  i zobaczył wyraźną ulgę na jej twarzy.
- Naprawdę? – do jej oczu znowu napłynęły łzy.
- Ej, Ruda – chwycił jej podbródek tak, aby spojrzała mu w oczy. – Kocham cię. Rozumiesz? Nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Dlaczego tak pomyślałaś?
- Ja… - czuł wyraźne wahanie w jej głosie, cokolwiek to było, nie chciała o tym mówić.
- Jeśli nie chcesz, nie mów- objął ją ramieniem i przytulił.
- Na wakacjach, po wojnie, związałam się z Harry’m. Byłam z nim szczęśliwa, mówił , że mnie kocha, zabierał na kolacje. Zamieszkałam z nim na Grimmauld Place. Pewnego dnia umówiłam się z Hermioną. Kiedy byłam na Pokątnej, zorientowałam się, że czegoś zapomniałam. Gdy weszłam do domu, zastałam jego i Cho Chang w… bardzo dwuznacznej sytuacji.  Przepraszam, ale to było dla mnie nieprzyjemne doświadczenie i kiedy… kiedy zobaczyłam cię na Wielkiej Sali to… - nie była w stanie dokończyć, bo rozkleiła się na dobre.
Blaise nic nie powiedział, tylko ją przytulił. Był w szoku. Nigdy nie mówiła o swoim związku z Potterem. Nie potrafił zrozumieć tego, jak ta silna, stanowcza zazwyczaj dziewczyna,  nagle stała się taka bezbronna. Nie ogarniał tego, jak Chłopiec-który-przeżył-by-denerwować-innych mógł zdradzać tak wspaniałą dziewczynę.
Ginny cieszyła się, że opowiedziała chociaż część tej historii Diabłu, nawet Hermiona znała najbardziej okrojoną wersję. Może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale w tamtym momencie w jej życiu zakończył się rozdział zatytułowany „Harry Potter”. Mimo, że wyleczyła się z miłości do Wybrańca, dalej odczuwała ból na myśl, że nigdy jej nie kochał.
- Blaise, kocham cię – powiedziała cicho, wtulając się w tors chłopaka.
- Ja ciebie też, Wiewiórko – pocałował ją w czoło.
- Zabini! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mnie tak nie nazywał – usiłowała zachować groźny ton, ale nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Ale Wiewióreczko…
Nie dane mu było dokończyć, gdyż na jego głowie wylądowała poduszka. Blaise oczywiście nie pozostał jej dłużny i już po chwili bawili się jak małe dzieci. Nie obchodziło ich to, że są dorośli, ani to, że jest środek nocy. Blaise wykorzystał chwilę słabości Ginny i już po chwili dziewczyna leżała pod nim.
- Byłaś niegrzeczna… Wiewiórko. Zasługujesz na karę – Blaise uśmiechnął się łobuzersko, po czym z pasją ją pocałował.
Ginny nie miała zamiaru sprzeciwiać się tej „karze”, nie sprzeciwiała się też, kiedy ręce Ślizgona zaczęły błądzić po jej ciele, a jego usta wędrowały coraz niżej…

*W tym samym czasie*

- Muszę jej to wszystko wyjaśnić – po raz kolejny mówił Hermiona.
- Granger, spokojnie, Diabeł sobie poradzi. Nie daj tej idiotce Greengrass satysfakcji. Pomyśl, ona przecież tego chciała. Chodź, zatańczymy, niedługo koniec.
Kilkadziesiąt minut później Bal Bożonarodzeniowy dobiegł końca. Hermiona musiała przyznać, że oprócz tego przykrego incydentu z Astorią, bawiła się świetnie.
- Dobranoc Malfoy – powiedziała, kiedy wyszli z Wielkiej Sali.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz – uśmiechnął się łobuzersko. – Odprowadzę cię.
- Jeśli chcesz – wzruszyła ramionami.
Przez chwilę milczeli, dopiero, kiedy byli na trzecim piętrze, odezwał się Draco.
- Masz jakieś plany na Sylwestra?
- Nie, raczej nie – popatrzyła na niego zdziwiona.
- Nie patrz tak na mnie – roześmiał się. – Spędzimy go razem? – w jego głosie dało się usłyszeć lekką nieśmiałość.
- Może być – stwierdziła obojętnie, choć w głębi duszy bardzo się cieszyła. – Gdzie?
- To już jest niespodzianka – puścił do niej oczko.
Resztę drogi spędzili sprzeczając się, Hermiona prosiła, aby powiedział jej, gdzie spędzą Sylwestra, natomiast Draco kategorycznie odmawiał. Kiedy doszli pod dormitorium Hermiony, dziewczyna podziękowała mu za miły wieczór, pocałowała w policzek i zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

Była tak zmęczona, że nawet nie zastanawiała się nad swoim dzisiejszym zachowaniem. Wzięła tylko prysznic i od razu zasnęła. A w snach odwiedził ją blondyn, z którym spędziła dużą część dzisiejszego wieczoru.
___________________________________________________________________________
¡Hola 
No i jestem, dosyć szybko, z rozdziałem numer 14. Mało tutaj Dramione, skupiłam się na Blinny. Musicie wybaczyć i jakoś przetrwać to, że jest tak chaotycznie napisane. Zdradzę Wam, że kiedy już wrócą do Hogwartu na drugi semestr, zacznie się dziać :3 No, przynajmniej tak to sobie wyobrażam, zobaczymy jak wyjdzie :D. A co Wy sądzicie o tym rozdziale? Bardzo proszę o komentarze.
Pozdrawiam, 
Mistress Black 

Sowa #2

Jak już pewnie zauważyliście, mam wspaniały szablon
Za jego wykonanie serdecznie dziękuję Mii z Land of Grafic. Wam też podoba się tak samo jak mnie?
Nowy rozdział już się tworzy, tak jak jest napisane w informacji, pojawi się najpóźniej do niedzieli.
Pozdrawiam,
Mistress Black

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 13

Z dedykacją dla Natived, bo jej komentarze są mega motywujące.

*****

- Granger.
- Mhhh
- Granger, wstawaj – na jego twarz wpełzł podły uśmiech, a w głowie zrodził się szatański plan.
- Nie – odpowiedziała dziewczyna z twarzą wtuloną w poduszkę.
- Czyżby, pani Prefekt? – spojrzał na zegarek – Godzina dziesiąta, trzydzieści siedem minut i dwadzieścia dwie sekundy. Sześć godzin, dwadzieścia dwie minuty i  trzydzieści osiem sekund do rozpoczęcie Balu Bożonarodzeniowego – powiedział spokojnym głosem.
- Co?!
Dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka, podbiegła do szafy i wyjęła pierwsze lepsze ubrania. Wpadła do łazienki, wzięła najszybszy prysznic w swoim życiu i ogarnęła się w mgnieniu oka. Kiedy wyszła z łazienki, Malfoy siedział w salonie i jak gdyby nigdy nic przeglądał Proroka Codziennego.
- Tak właściwie, co ty tutaj robisz, Malfoy? – zapytała Hermiona związując włosy w niedbałego koka.
- Och, Draco, dziękuję, że mnie obudziłeś, co ja bym zrobiła bez tak wspaniałego, przystojnego, inteligentnego, nieziemsko seksownego… - zaczął blondyn naśladując głos dziewczyny.
- I oczywiście skromnego.
- Właśnie tak Granger – uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Zostawmy już twoje ZALETY – zaakcentowała – i chodźmy zająć się Wielką Salą, zostało mało czasu.
~~~
- Malfoy! Na litość Godryka! Niczego nie potrafisz! Mówiłam, że to ma być po lewej! Lewa strona to ta druga, zapamiętaj!
- Nie  spinaj się tak Granger, nikt nie będzie zwracał na to uwagi.
- Jeszcze bardziej w lewo – Hermiona zignorowała jego poprzednią wypowiedź.
Dekorowali Wielką Salę już od dwóch godzin i powoli zbliżali się do końca. Oczywiście, nie obeszło się bez kłótni (przyp. aut. Jakżeby inaczej :D). Hermiona była tak zdenerwowana, że złościła się o każdy szczegół. W ten oto sposób, Draco oberwał dwa razy, za to, że jakaś ozdoba wisiała krzywo. Blondyn w ogóle nie rozumiał ekscytacji Gryfonki. Przecież to tylko zwykły Bal, po kilku godzinach i tak nie będzie zwracał na to większej uwagi.
Było dwadzieścia minut po trzynastej, kiedy definitywnie skończyli. Rozeszli się w sali wejściowej, Draco ruszył do lochów, natomiast Hermiona zaczęła wspinać się po schodach na siódme piętro. Kiedy w końcu doszła do swojego dormitorium rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Naprawdę się zmęczyła, ale było warto.
Jej błogie nicnierobienie przerwał trzask drzwi. Szatynka podniosła niechętnie głowę i jęknęła na widok Ginny z masą kosmetyków i sukienką.
- Ty jeszcze nie zaczęłaś? Przecież zostało mało czasu! – krzyknęła entuzjastycznie Weasley.
- Ruda, jeszcze trzy godziny.
- No właśnie Miona, tylko trzy godziny, żeby zrobić cię  na bóstwo.
- Mnie? Dlaczego? – przeczuwała już, że Ginny wpadła na „genialny” pomysł.
- Dla Mal… Yyy… No, ten… To znaczy, zaczynasz Bal pierwszym tańcem, jesteś prefektem, organizowałaś to wszystko i takie tam.
Hermiona zmierzyła Gin wściekłym wzrokiem i oznajmiła, że idzie wziąć kąpiel. Nie miała ochoty przez najbliższe trzy godziny pindrzyć się przed lustrem niczym Greengrass. Chociaż nie, ta wywłoka pewnie tapetuje twarz już od rana.
Szatynka wyszła z wanny dopiero, gdy woda zrobiła się zimna. Kiedy tylko otworzyła drzwi, pożałowała, że rzuciła zaklęcie wyciszające. Ginny, ubrana, z pełnym  makijażem stała przed drzwiami z rękami skrzyżowanymi na piersi i mierzyła starszą Gryfonkę wzrokiem, którego nie powstydziłby się  sam Bazyliszek.
- Hermiono Jean Granger…
- Gin, błagam, daruj sobie i zrób mi ten makijaż – szatynka popatrzyła na przyjaciółkę z miną niewiniątka.
Pół godziny przed oficjalnym rozpoczęciem Balu Bożonarodzeniowego obie dziewczyny były gotowe. Para Prefektów Naczelnych musiała pojawić się w Sali Wejściowej wcześniej, a Ginny i Blaise wspaniałomyślnie postanowili, że dotrzymają im towarzystwa i jak Diabeł powiedział: „Dopilnują, aby ta dwójka nie zniszczyła imprezy, którą sama przygotowała.”
~~~
- Ile można czekać? Miała tutaj być już pięć minut temu.
- Oj, Smoku, wiesz jakie są kobiety – Blaise, w przeciwieństwie do Draco nie miał powodów, aby się denerwować.
- A co jeśli znowu zaatakował ją jakiś troll w łazience, albo jakaś ogromna żelka? Albo gorzej, co jeśli Łasic przyjechał do Hogwartu i… - umilkł w pół słowa i nawet nie wysilił się, aby zamknąć usta.
- Co…? – zaczął Blaise, ale wtedy zobaczył, w którym kierunku patrzył jego przyjaciel.
- Jest… - zaczął Draco
- Piękna – skończył Diabeł.
I choć myśleli o tym samym, to każdy z nich mówił o innej dziewczynie. Hermiona i Ginny schodziły powoli ze schodów z uśmiechami na ustach.
Blaise wpatrywał się w swoją kobietę jak urzeczony. Czarna sukienka bez ramiączek, do połowy uda idealnie podkreślała jej sylwetkę. Środkowa część kreacji była zrobiona ze skóry, natomiast po bokach znajdowały się koronkowe wstawki. Talię ozdabiał pas wysadzany drobnymi kamyczkami, a wysokie, czarne szpilki wydłużały nogi  Ginny. 
Draco jednak nie zwrócił większej uwagi na Weasley. Przekonał się, że sukienka wygląda dużo lepiej na Hermionie, niż mógł to sobie wyobrazić. Długa, wykonana z delikatnego, granatowego materiału, błyszcząca na dole suknia była wprost stworzona dla dziewczyny. Trójkątny dekolt podkreślał piersi, a wcięcie w talii wyszczuplało i tak chudą Gryfonkę. Na twarzy miała delikatny, prawie niewidoczny makijaż, a jej włosy były misternie upięte w eleganckiego koka.
- Nieźle wyglądasz, Granger – powiedział Draco z lekko ironicznym uśmiechem.
- Tylko nieźle? – zapytała. – Wydawało mi się, że twoja szczęka z podłogi powiedziałaby coś więcej, niż tylko ,,nieźle”.
Ślizgon chciał odpowiedzieć, ale nie miał pomysłu na żadną błyskotliwą odpowiedź. Prawda była taka, że nie przypominał sobie, aby widział piękniejszą kobietę. Już w czwartej klasie był pod wrażeniem tego, jak zmienił się wygląd Hermiony w ciągu kilku godzin. Wtedy zrobiła to dla Kruma. Teraz czuł satysfakcję, ponieważ dla niego wyglądała jeszcze pięknie. Zaraz. Jak to dla niego? Zabolała myśl, że Hermiona wcale nie robiła tego dla niego, ale dlatego, że musiała jakoś prezentować się na balu, który sama organizowała.
Uczniowie powoli schodzili się do Wielkiej Sali. Po kilku minutach przyszła McGonagall, aby udzielić ostatnich wskazówek i zaprosić Ginny i Blaise’a na salę.
Para Prefektów naczelnych powolnym krokiem ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. W zamku zaczęła grać poważna muzyka. Kiedy pojawili się wewnątrz pomieszczenia, wszystkie głosy ucichły, a głowy zwróciły się w ich stronę. Męska część uczniów patrzyła  na Hermionę z zachwytem, a na Draco z zazdrością. Natomiast żeńska część, patrzyła z wypiekami na twarzy na przystojnego Ślizgona, a dziewczynę próbowała zabić wzrokiem.
Pierwsza myśl Hermiony, kiedy weszła do Wielkiej Sali, była taka, że warto było się postarać. Kilkadziesiąt czteroosobowych stolików zostało ustawionych pod ścianą. Na śnieżnobiałych obrusach stały wazony, każdy z niebieskim kwiatem w środku. Bogata zastawa dopełniała całość. Białe i granatowe dekoracje na ścianach nadawały pomieszczeniu elegancki wygląd.
Hermiona musiała przyznać , że Draco wspaniale tańczy. Był stanowczy, ale delikatny. Piosenka powoli dobiegała końca, i gdy ostatnie nuty ucichły, ukłonili się i ruszyli do stolika, przy którym siedzieli Blaise Ginny. Kiedy usiedli, ze swojego miejsca wstała profesor McGonagall.
- Witajcie na tegorocznym Balu Bożonarodzeniowym. W tym roku przygotowała go para Prefektów Naczelnych, Hermiona Granger i Draco Malfoy – dyrektorka zrobiła pauzę, a po sali przetoczyła się fala oklasków – Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Przypominam, że uczniowie szóstych i siódmych klas mają możliwość opuszczenia zamku na Sylwestra. Młodsi studenci, mogą to zrobić jedynie za pisemną zgodą rodziców. Ze spraw organizacyjnych to tyle. Życzę miłej zabawy. –Dyrektorka klasnęła w dłonie, a na stolikach zmaterializowały się różne potrawy.
Kiedy tylko talerze zalśniły czystością, a na scenę wkroczyły Fatalne Jędze, Diabeł porwał swoją partnerkę i ruszył z nią na parkiet. W pierwszej chwili Draco chciał poprosić Hermionę o taniec, ale stwierdził, że to byłoby zbyt nachalne. „Jeszcze pomyśli, że mi zależy.”, a później „Smoku, myślisz jak baba.” Nie minęło pięć minut, a blondyn przeklinał w myślach swoje zachowanie. Do Hermiony podszedł Krukon, David Crinkle, zaprosił ją do tańca, a dziewczyna bez wahania przyjęła propozycję. Draco pomyślał, że wyglądają, jakby się znali. Obiecał sobie, że porozmawia o tym z Granger, ten cały David mu się nie podobał. Chwileczkę… Czy on był zazdrosny?! Nie, martwił się tylko o Granger, bo… No właśnie dlaczego? Jego przemyślenia przerwał jakże „uroczy” głos jego „przyjaciółki”.
- Dracusiu, dlaczego siedzisz tutaj sam?- zaszczebiotała Astoria.
Ślizgon obrzucił ją krytycznym wzrokiem. Miała na sobie wściekle różową, krótką, sukienkę, która bardziej przypominała bluzkę i odsłaniała duuużo więcej, niż zakrywała.
- Zatańczmy – nie zraziła się tym, że blondyn kompletnie ją zignorował i patrzył na nią z grymasem na twarzy.
Draco domyślił się już, że nie uwolni się od tej nachalnej dziewczyny i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu ratunku. W tym momencie skończyła się piosenka, a on ujrzał uśmiechniętą Hermionę wracającą do stolika. Nie zastanawiając się długo, całkowicie olał pannę Greengrass i prawie pobiegł do Gryfonki.
- Granger, ratuj mnie! – szepnął
- Co? Przed czym mam… - w tym momencie za plecami Ślizgona ujrzała Astorię. –Och, rozumiem. A co będę z tego miała? –zapytała z iście diabelskim uśmiechem na ustach.
- Spędzasz zdecydowanie za dużo czasu z Diabłem i Wiewiórką- powiedział z rezygnacją Draco i zaczął tańczyć z szatynką, ponieważ Greengrass była już wyjątkowo blisko.
- Możliwe. Więc co będę z tego mieć?
- Satysfakcję? – zapytał z nadzieją Malfoy, chociaż znał już odpowiedź.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Na rany Salazara, Granger, zrobię wszystko, ale spław jakoś tę wywłokę.
Hermiona liczyła na właśnie taką odpowiedź. Nie wiedziała co w nią wstąpiło, może rzeczywiście był to wpływ Diabła, ale nagle poczuła chęć zdenerwowania tego Ślizgona.
Popatrzyła na dziewczynę, która zbliżała się coraz szybciej i gdy ta miała już coś powiedzieć, Hermiona bez zastanowienia wpiła się w usta blondyna. Jako, że Greengrass stała tuż obok, nie było mowy o udawanym pocałunku. Gryfonka zdziwiła się, że Malfoy nie protestował. W tym momencie nie obchodziło jej to, że niedawno byli wrogami i to, że Draco niczego do niej nie czuł. To zwykły pocałunek, który nic nie znaczył. Przecież… Nie takie rzeczy już robiła.
Uchyliła lekko powiekę i z zadowoleniem dostrzegła, że Ślizgonka oddala się od nich szybkim krokiem.
- Wybacz Malfoy, musiałam – naprawdę nie wiedziała, co podkusiło ją do takiego zachowania, ale przecież… raz się żyje!
Blondyn uśmiechnął się ironicznie, ale nic nie odpowiedział. Kiedy skończyła się piosenka, oboje ruszyli do swojego stolika. Zastali tam Ginny i Blaise’a. Porozmawiali chwilę, po czym para znów udała się na parkiet, natomiast do Draco i Hermiony dosiedli się Pansy Parkinson z Teodorem Nottem. Szatynka ostatnimi czasy zaprzyjaźniła się ze Ślizgonką i była pod wrażeniem zmiany, jaką przeszła przez niecałe dwa lata. Wcześniej Pansy  była tak zapatrzona w Księcia Slytherinu jak Greengrass i zachowywała się bardzo podobnie. W tym roku zaczęła ubierać się normalnie i zakończyła znajomość z Astorią.
Z kolei z Teodorem zdarzyło jej się zamienić  wcześniej kilka słów w bibliotece. Mimo, że był czystej krwi i nie przepadał za towarzystwem mugolaków, to szanował Hermionę za jej wiedzę i umiejętności. Sam był inteligentny i cenił sobie towarzystwo ludzi, z którymi mógł porozmawiać na poziomie.
Przesiedzieli tak kilka minut po czym postanowili potańczyć.
Zbliżała się druga w nocy.
- Blaise, idę do toalety, za chwilę wrócę – powiedziała Ginny do swojego chłopaka.
- Mogę na ten czas porwać Hermionę? – Zabini puścił do niej oko.
- O to powinieneś pytać raczej Malfoya – powiedziała i wyszła.
~~~

Piętnaście minut później Ginewra Weasley wracała z łazienki. Kiedy weszła do Wielkiej Sali i spojrzała w miejsce, gdzie wcześniej zostawiła przyjaciół, stanęła jak spetryfikowana. Łzy momentalnie napłynęły jej do oczu. Nie wierzyła w to, co widzi. Wybiegła z pomieszczenia i zamknęła się w jakiejś pustej klasie, dopiero po chwili zorientowała się, że jest to łazienka Jęczącej Marty. Nie dopuszczała do siebie takiej myśli, przecież to było nie możliwe. Nie mieściło się to w jej rudej główce. Jej chłopak i najlepsza przyjaciółka obściskiwali się, kiedy ona była w toalecie.

_____________________________________________________________
Hej, haj, helou :D Przybywam z nowym rozdziałem. Chyba dosyć szybko, jak na mnie, prawda? Spędziłam nad nim cały dzień, ale muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się go pisało. Nie jest najlepszy, ale mnie (mi? Nigdy nie wiem jak to napisać ;-;) się podoba. Końcówka miała zaciekawić, zaintrygować. Chyba nie wyszło ;_;
No, ale ocenę pozostawiam Wam.
I jak zwykle, taka prośba, jeśli czytasz, zostaw komentarz . Nie musi być mega długi, po prostu chciałabym wiedzieć ile osób, przegląda moje wypociny. 
Pisząc rozdział słuchałam sobie śpiewu Toma Feltona :3 Ktoś wiedział, że on śpiewa? O: Ja dowiedziałam się dzisiaj ._.
No tak, nie przedłużając, mam nadzieję, że choć trochę się podoba. Pozdrawiam,
Mrs Black 

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 12

Dzisiaj ogłoszenia parafialne na początek._.
Ten rozdział jest krótki, beznadziejny, nudny, napisany bardzo chaotycznie. Nie miałam pojęcia co tu napisać, jak to napisać. Musicie wybaczyć. W następnym rozdziale Bal Bożonarodzeniowy, postaram się opisać go jak najlepiej. Mam kilka pomysłów, mam nadzieję, że Wam się spodobają.
Jak może zauważyliście, zmieniłam tytuł bloga. Błagam, nie zwracajcie uwagi na wygląd. Zamówiłam szablon na Land of Grafic, mam nadzieję, że niebawem będzie gotowy i, że ten blog będzie wyglądał normalnie, nie tak jak teraz ._.
Wracając do rozdziału dwunastego, mam nadzieję, że doczytacie do końca. Przepraszam ;_;
Pozdrawiam, Mrs Black 

~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Dni mijały z zadziwiającą prędkością i nim uczniowie Hogwartu się obejrzeli, była już połowa grudnia. W Szkole Magii i Czarodziejstwa było czuć zbliżającą się magię świąt i podniecenie związane z Balem Bożonarodzeniowym.

 *

- Jak myślisz, lepsze będą błękitne, czy może te granatowe?
- Do jasnej cholery, Granger! Jestem facetem, jak dla mnie wszystkie te dekoracje są niebieskie, NIEBIESKIE – odpowiedział zirytowany blondyn.
- Tak, mnie też bardziej podobają się granatowe – powiedziała z uroczym uśmiechem.
Wyszli ze sklepu z dekoracjami. Ozdoby zamówione przez nich, miały być wkrótce dostarczone do Hogwartu. Hermiona opowiadała Draco o tym, co mają jeszcze zrobić, natomiast mężczyzna przypatrywał jej się i słuchał bez większego entuzjazmu. W pewnym momencie jego wzrok przykuła wystawa sklepu z szatami.
- Och Granger, zapomniałem czegoś z tamtego sklepu. Idź na pocztę wysłać ten list, za chwilę do ciebie dołączę – powiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
- Okej,  niech będzie, ale pośpiesz się – po tych słowach ruszyła w stronę budynku poczty.
Draco poczekał, kiedy Hermiona zniknie za rogiem i szybkim krokiem ruszył w stronę sklepu z ubraniami. Wszedł do środka i obejrzał suknię z wystawy. Według niego była wprost stworzona dla Hermiony. Szybko zapłacił, odesłał zakupy do swojego dormitorium i wrócił do Gryfonki.
*
Hermiona siedziała na wytartym fotelu w pokoju wspólnym Gryffindoru, kiedy przejście pod portretem otworzyło się, a do środka weszła dyrektorka z listą osób, które na święta pozostają w Hogwarcie. Szatynka wpisała się bez zastanowienia. Musiała zostać i przygotować Bal. A poza tym, gdzie miała wrócić? Ginny zaprosiła ją na święta do Nory, ale Hermiona nie miała ochoty tam jechać. Bądź co bądź, ale Ron wyznał jej miłość, czułaby się przy nim niezręcznie.

Dwudziestego drugiego grudnia odjeżdżał pociąg Hogwart – Londyn. Bal miał odbyć się już za tydzień. Oprócz Hermiony w szkole pozostało tylko kilkunastu uczniów. Z Gryffindoru dwóch drugoroczniaków i jakaś dziewczyna z szóstego roku. Gryfonka wiedziała też, że w zamku zostaje Luna i kilku innych uczniów z Domu Roweny; natomiast ze Slytherinu nie został prawie nikt, oprócz jakiegoś ucznia z trzeciej klasy. Szatynka nie miała pojęcia, jak przedstawia się sytuacja w Hufflepuffie.
Draco wrócił do domu na święta, ale obiecał, że przybędzie do Hogwartu zaraz po Bożym Narodzeniu, aby pomóc Hermionie.
W Wigilię, dwudziestego czwartego grudnia Hermiona zasiadła do stołu z nauczycielami i innymi uczniami, którzy nie wracali do domu na święta. Wielka Sala, jak zwykle była pięknie ozdobiona. W rogach stało dwanaście choinek, które przytransportował tu Hagrid. Z sufitu spadały płatki śniegu, które znikały kilka centymetrów nad głowami osób siedzących w pomieszczeniu. Atmosfera była miła, ale Hermiona, jak zwykle w takich chwilach, była myślami daleko.
Zastanawiała się, jak ten dzień spędzają jej rodzice. Przed wojną spędzała z nimi każde święta. Wspaniale wspominała ten czas.
Myślała też o tym, co zrobi, kiedy skończy szkołę. Jeśli nie odnajdzie rodziców, będzie zmuszona zacząć pracę, a była pewna, że jeśli już zacznie, to na pewno nie będzie miała czasu na poszukiwania.

Obudziła się rano i spojrzała  na zegar, była 7. 47. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się na widok sterty prezentów przy jej łóżku. 
Wzięła do ręki pierwszy i rozpakowała. Był to podarunek od Harry’ego. Dostała od niego bardzo stare wydanie Historii Hogwartu. Zawsze marzyła o czymś takim, ale nie mogła sobie pozwolić, gdyż najstarsze księgi kosztowały kilkaset galeonów. Musiała wysłać do niego długi list z podziękowaniami!
Następnym prezentem było dosyć małe pudełko zapakowane w czerwony papier i przewiązane złotą wstążką. Znajdowała się w nim delikatna, srebrna bransoletka. Od Rona. Była zaskoczona jego wyborem, bransoletka bardzo się jej podobała.
Od państwa Weasleyów dostała mnóstwo smakołyków i oczywiście, zrobiony przez Molly sweter. Uśmiechnęła się na ten widok, tak bardzo przypominał jej o latach spędzonych z Harrym i Ronem w Hogwarcie.
Ginny podarowała jej pudełko pełne kosmetyków,  a George gadżety z Magicznych Dowcipów Weasleyów, natomiast od Luny dostała najnowszy numer „Żonglera” i biżuterię zrobioną z bliżej nieokreślonych przedmiotów.
Sięgnęła po ostatnie pudełko. Ciemnozielony papier w srebrne wzorki. Otworzyła, a jej oczom ukazał się delikatny materiał. Sukienka. Wyjęła ją i stwierdziła, że jest naprawdę przepiękna. Na zielonym papierze leżała mała karteczka. Kilka słów, napisanych tym cienkim, ładnym pismem.
Załóż na Bal, proszę.
D.
Nie mogła uwierzyć. Draco. Dał jej tak piękną rzecz, a do tego porosił. On! Bardzo rzadko z jego ust wypływały słowa takie jak proszę, czy przepraszam. To musiało być dla niego ważne. Bała się nawet zastanawiać, ile kosztowała ta suknia.
Powinien wrócić już następnego dnia, nie mogła doczekać się, kiedy mu podziękuje. W tym momencie Hermiona ucieszyła się, że sama nie żałowała galeonów na prezent dla Ślizgona. Kupiła dla niego najnowszą miotłę, Błyskawicę D7, gdyż Draco narzekał, że jego Nimbus 2001 jest już wysłużony.
Znowu zaczęła się zastanawiać, co właściwie do niego czuje. Na pewno pociągał ją fizycznie, no cóż nie dało się ukryć. Ale czy to było coś więcej? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak miłość? Czy to tylko reakcja chemiczna zachodząca w mózgu? A może rzeczywiście, magia miłości jest dużo potężniejsza od czarów wykonywanych za pomocą różdżki? Czego ona właściwie oczekuje?! Przecież to Malfoy. Ten cyniczny, zapatrzony w siebie arystokrata. Co z tego, że się zmienił? Czy dało się tak po prostu wymazać z pamięci całą dotychczasową ideologię, wszystkie przekonania?

Hermiona siedziała w Pokoju Wspólnym z jakąś grubą książką, kiedy przejście pod portretem Grubej Damy otworzyło się i do salonu zaczęli wchodzić uczniowie. Hogwart Express przyjechał. Z westchnieniem zamknęła książkę i ruszyła przez tłum uczniów do swojego dormitorium. Już po chwili drzwi się otworzyły, a pewna ruda osóbka rzuciła się Hermionie na szyję.
- Gin, udusisz mnie.
- Tęskniłam – zaśmiała się młoda Weasley i puściła przyjaciółkę.
- Nie widziałyśmy się tylko kilka dni. Dzięki za prezenty.
- Nie ma sprawy, to ja powinnam dziękować tobie, ten pierścionek jest śliczny. Och, jestem wykończona, pójdę się wykąpać i nie wychodzę z łóżka.
- Zazdroszczę. Mnie czeka jakże wspaniały wieczór  z Malfoyem – burknęła szatynka.
- Oj, Miona, dobrze wiem, że bardzo odpowiada ci takie spędzanie „wieczorów” – ostatnie słowo mocno zaakcentowała
- Ginewro Molly Weasley, czy ty coś sugerujesz? – starsza Gryfonka podniosła pytająco brew.
- Może – rzuciła niedbale Ginny i nie czekając na protesty przyjaciółki, opuściła jej prywatne dormitorium.
Hermiona podniosła się z łóżka i niechętnie wyszła z pokoju. Dzisiaj mieli dopracować ostatnie szczegóły w dormitorium prefekta naczelnego Slytherinu. Zeszła schodami do lochów i zatrzymała się przed posągiem jakiegoś starego czarodzieja, który patrzył na nią złowrogo. Hermiona wzdrygnęła się nieznacznie, ach ci Ślizgoni. Chciała wypowiedzieć hasło, kiedy usłyszała za sobą ten znienawidzony głos.
- Czego tutaj szukasz, szlamo? – Astoria stała za nią z rękami skrzyżowanymi na piersi i kpiącym uśmiechem na swojej wytapetowanej twarzy.
- Czy nie nauczyłam cię, Greengrass, że nie warto ze mną zadzierać? – zachowanie tej arystokratki było żenujące, cały czas uważała się za kogoś lepszego.
- A co ktoś taki jak ty może mi zrobić? – zapytała z wyższością, ale w jej oczach przez ułamek sekundy było widać cień strachu.
Hermiona nie odpowiedziała, ale zaczęła powoli zbliżać się w kierunku młodszej uczennicy. Wyraźnie spanikowana Astoria, wyjęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie rozbrajające. Jednak Hermiona była szybsza i odbiła je zwykłym Protego. Następnie zaklęciem niewerbalnym skutecznie rozbroiła przeciwniczkę.
- Słuchaj Greengrass, wcześniej nie wyobrażałam sobie tak pustego i żałosnego człowieka jakim jesteś ty. Nie mam pojęcia, dlaczego uważasz się za lepszą od kogokolwiek innego. Jesteś zwykłą, niewidzącą nic poza czubkiem własnego nosa suką.
Ślizgonka chciała coś odpowiedzieć, kiedy usłyszały kroki, a zza rogu wyłonił się profesor Slughorn. Popatrzył na dwie uczennice mierzące się nienawistnym wzrokiem. Z przerażeniem dostrzegł, że różdżka jest wycelowana w Astorię. Znał charakter obu dziewcząt i wiedział, że taka sytuacja nie doprowadzi do niczego dobrego.
- Panno Granger, proszę natychmiast opuścić różdżkę. Astorio, wróć do pokoju wspólnego – powiedział stanowczym głosem.
Rzuciły na siebie niechętne spojrzenia, dając sobie do zrozumienia, że ta rozmowa nie jest skończona, po czym Hermiona rzuciła Greengrass jej różdżkę. Ślizgonka ruszyła w głąb korytarza, natomiast Hermiona odwróciła się na pięcie, wypowiedziała hasło i weszła do dormitorium Draco.
- Granger, spóźniłaś się.
- Też się cieszę, że cię widzę DRACO – ostatnie słowo wypowiedziała przesadnie słodko.
- Stało się coś? – zapytał blondyn wyciągając z barku dwa kieliszki i butelkę czerwonego wina.
- Och, nic takiego, spotkałam po drodze twoją jakże uroczą przyjaciółkę – odpowiedziała z ironią Gryfonka.
- Nie przejmuj się nią – podał Hermionie kieliszek. – Dzięki za miotłę, Gran… Hermiono, jest świetna.
Hermiona uśmiechnęła się widząc iskierki szczęścia, które przez ułamek sekundy błysnęły w jego stalowoszarych, pięknych  oczach. Cholerni Ślizgoni, zawsze maskowali swoje uczucia!
- Ja dziękuję za suknię, nie musiałeś.
- Owszem, musiałem.
Reszta wieczoru minęła na opracowywaniu najdrobniejszych detali balu. Wielka Sala miała zostać udekorowana dopiero następnego dnia po śniadaniu.
Kiedy Hermiona wróciła do swojego dormitorium, było już po północy. Wzięła szybki prysznic i już po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza.  

czwartek, 19 czerwca 2014

Miniaturka #1

Z dedykacją dla wszystkich, którzy poświęcaja swój czas na czytanie tego "czegoś"

***

Obudziła się w tym samym, ciemnym, nieprzyjemnym pokoju. Wąskie łóżko, szare, kamienne ściany, nieduże okno z kratami, mały stół i niewygodne krzesło. Ten sam schemat powtarzał się już od kilkudziesięciu dni, a ona, Hermiona Granger, straciła nadzieję, że członkowie Zakonu Feniksa ją uratują. Tkwiła tutaj, odkąd szmalcownicy znaleźli ją, Harry’ego i Rona, podczas wyprawy w poszukiwaniu horkruksów. Jej przyjaciołom udało się uciec, ale szatynka nie zdążyła. Była przetrzymywana w piwnicach Malfoy Manor około dwóch miesięcy i nic nie zapowiadało, że ma się to wkrótce skończyć. Często zastanawiała się jak chłopcy radzą sobie sami z horkruksami.  Podejrzewała, że nienajlepiej, w innym wypadku wojna już by się skończyła. Martwiła się o przyjaciół, Harrego, Rona, Ginny, Lunę, Nevilla, Freda, George, o rodziców, którzy powinni być bezpieczni, gdzieś w Australii, bała się o członków Zakonu Feniksa. Przejmowała się wszystkimi, oprócz siebie. Dlaczego? Miała swoje powody, a właściwie jeden powód, który posiadał platynowe włosy i nazywał się Draco Malfoy.  To dla niego znosiła to wszystko.
Usłyszała, że ktoś przekręca klucz w zamku. Miała nadzieję, że to on. Oprócz tego byłego Ślizgona, bardzo rzadko ktoś się tutaj pojawiał. Skrzaty domowe przynosiły jej skromne porcyjki jedzenia i wody, później znikały bez słowa. Była też ona. Bellatrix Lestrange. Przychodziła bardzo rzadko, tylko po to, aby się „pobawić”. Hermiona podejrzewała, że pojawia się, kiedy w Malfoy Manor nie ma innych więźniów, czy przypadkowych mugoli, których mogłaby torturować. Tak więc mniej więcej dwa razy w miesiącu Hermiona przygotowywała się na ogromny ból, zadawany zaklęciem Crucio. Nie wiedziała, dlaczego jej jeszcze nie zabili. Sam Lord Voldemort pojawił się u niej pierwszego dnia. Nie powiedział nic istotnego, ale szatynka podejrzewała, że może posłużyć za zakładniczkę. Wiedziała, że Harry nie pozwoliłby, aby jego przyjaciele cierpieli, niestety, Czarny Pan też o tym wiedział.
Drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Zobaczyła w nich postawną sylwetkę blondyna. Zamknął celę i zabezpieczył ją zaklęciem. Podszedł do dziewczyny i bez słowa wziął ją w ramiona. Szatynka bez wahania odwzajemniła uścisk. Nadal nie mogła uwierzyć, że do tego doszło. Ona, Hermiona Jean Granger, Gryfonka, w ciągu dwóch miesięcy pokochała swojego największego wroga, w dodatku z domu Slytherina.
Chłopak usiadł na łóżku i posadził sobie dziewczynę na kolanach.
- Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie.
- Jak zwykle – odpowiedziała obojętnie.
- Będzie dobrze, obiecuję – wyszeptał wprost do jej ucha.
Szatynka nic nie odpowiedziała, wpiła się w usta chłopaka. W takich chwilach czuła się naprawdę szczęśliwa. Wiedziała, że ją kocha, że gdyby mógł, już dawno by ją stąd uwolnił. Ale nie mógł. Jeszcze.
Dobrze pamiętała jak to się zaczęło.
*
Już kiedy pierwszy raz była torturowana przez Bellatrix, widziała w jego oczach ból. Była jednak pewna, że jej się przywidziało. To było niemożliwe. Pochodziła z mugolskiej rodziny, była dla niego niczym. Przez sześć lat szkoły znęcał się nad nią, pragnął jej śmierci.
Kiedy Lestrange skończyła swoją „zabawę” należało odprowadzić szatynkę do lochów. Jako, że wszyscy byli zajęci przygotowywaniem domu na wizytę Czarnego Pana, to zadanie spadło na najmłodszego Malfoya. Postawił ją na nogi jednym, brutalnym szarpnięciem i bez słowa wyszedł z salonu ciągnąc dziewczynę za ramię.
Przeszli przez piwnicę, po drodze minęli pomieszczenie, w którym prawdopodobnie byli więzieni przyjaciele dziewczyny.
Szatynka zauważyła, że piwnica, a właściwie lochy, były idealnie przystosowane do przetrzymywania ludzi. Małe, niewygodne pokoje, niektóre były zamknięte, z innych dochodziły stłumione krzyki, albo jęki. W tych, do których drzwi były otwarte, często pojawiały ślady krwi.
Kiedy znaleźli się w celi dziewczyny, o dziwo, Draco wszedł do środka razem z nią. Oparł się o drzwi i patrzył na szatynkę, która skutecznie ignorowała jego spojrzenie. Nagle usłyszeli donośny huk. Oboje się wzdrygnęli. Później Gryfonka domyśliła się, że właśnie wtedy uciekli jej przyjaciele.
- No Granger, wygląda na to, że trochę tutaj razem posiedzimy- powiedział blondyn z kpiącym uśmiechem.
- Dlaczego? Zabijcie mnie od razu! Po co wam taka szlama, jak ja?!- gryfoński temperament dawał o sobie znać.
- Pomyśl, co mówisz idiotko. Sam Czarny Pan zadecyduje o twoim losie. Nawet, gdybyśmy chcieli, nie możemy cię zabić.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, rozważała słowa, które wypłynęły z ust najmłodszego Malfoya. Mówił prawdę? Pewnie tak, w końcu była przyjaciółką Harry’ego Potter’a. Zastanawiała się, czy Voldemort będzie ją torturował przed śmiercią. Może da się „zabawić” Bellatrix? A może zrobi to szybko i bezboleśnie. Jej rozmyślania przerwał cichy głos chłopaka.
- I pamiętaj Granger, nie każdy jest  taki zły, na jakiego wygląda- po tych słowach wyszedł starannie zabezpieczając drzwi od zewnątrz.
Hermiona zastanawiała się nad sensem tych słów. Chciał, żeby przeszła na ciemną stronę? A może przeciwnie, wśród śmierciożerców byli szpiedzy? Zorientowała się, że to była ich pierwsza, w miarę normalna rozmowa.
Następnego dnia też przyszedł, wypytywał o spotkanie z Voldemortem. Kilka dni później znów się pojawił pod jakimś błahym pretekstem. Przychodził coraz częściej i w końcu… stało się. Szatynka uświadomiła sobie, że jest świetnym facetem. Dawał jej też do zrozumienia, że niekoniecznie robi, to co robi, z własnej woli. Potrafił ją pocieszyć, nawet w takich chwilach, zdarzało jej się przy nim płakać. Wydawało jej się to takie niedorzeczne, przecież byli po przeciwnej stronie, byli wrogami, do tego była więziona w jego domu, a mimo to zakochała się. Tak, Hermiona Granger zakochała się w tym cynicznym, aroganckim, zapatrzonym w siebie, przystojnym, uroczym, zabawnym arystokracie.
*
- Muszę już iść, skarbie – powiedział po kilkunastu cudownych, spędzonych razem minutach.
- Oczywiście – odparła smutno Hermiona, nienawidziła się z nim rozstawać.
- To wszystko już niedługo się skończy, zaufaj mi – pocałował ją szybko i ruszył powoli w kierunku drzwi.
***
- Draco, rusz ten arystokratyczny tyłek, bo Scorpius spóźni się na pociąg!
- Granger, mamy jeszcze czas – Hermiona uśmiechnęła się do siebie, mimo, że od niemal dwunastu lat nazywała się Malfoy, Draco wciąż zwracał się do niej jej panieńskim nazwiskiem.
Draco zdziwił się, że nie usłyszał słów protestu, ale już po chwili wątpliwości zostały rozwiane, kiedy poduszka wylądowała na głowie byłego Ślizgona. Niechętnie podniósł się z miejsca i groźnie popatrzył na żonę. Przyciągnął ją do siebie, położył na łóżku i nim ta zaczęła krzyczeć, że nie ma czasu, wpił się namiętnie w jej usta. Szatynka zaczęła oddawać pocałunki. Mimo, że kochał ją od ponad dwunastu lat, codziennie zakochiwał się w niej bardziej.
- Mamo, tato, chodźmy już!- od tej przyjemnej czynności oderwał ich głos małego blondyna stojącego w drzwiach.
Draco popatrzył na syna z niezadowoloną miną i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, kiedy przerwała mu Hermiona.
- Oczywiście Scor, TATA JUŻ SIĘ ZBIERA.
~
- Tato, opowiedz mi o Hogwarcie – po raz kolejny prosił Scorpius.
- Mówiłem ci już mnóstwo razy o tym zamku.
- To opowiedz mi o tobie w Hogwarcie!
- Hmm… Wiesz, Scor, w szkole spotkałem pewną przemądrzałą, denerwującą osobę…
- I co zrobiłeś? –zapytał blondyn. – Pokłóciłeś się z nią?

- Tak i nie. Zostałem jej mężem.

_______________________________________________

Aby wynagrodzić Wam to, że od prawie misiąca nic się tutaj nie pojawiło, publikuję tę krótką miniaturkę. Moja pierwsza, więc wybaczcie, ze beznadziejna ._. 
Możliwe, że ktoś z Was się z nią spotkał, wysyłałam ją na konkurs na jednej z Potterowych stronek na facebooku ;)
Nie wiem, co mam o niej sądzić. Uważam, że gdyby napisał ją ktos inny, z pewnością wyszłaby fajniej ;-;
No, ale coś, ocenę pozostawiam Wam.
Tak w ogóle, ktoś jeszcze tu zagląda? 
Pozdrawiam, Mrs Black 

SOWA #1

Dawno mnie tutaj nie było :/ Przepraszam.
Wena kompletnie mnie opuściła, nie wiedziałam jak ując to wszytsko, o czym chcę napisać. Zabierałam się za to kilka razy, ale nic nie wyszło. Dzisiaj napisałam dwie strony, ale są beznadziejne ;-;
Może wieczorem wpadnę na jakis "genialny" pomysł i dokończę ten nieszczęsny dwunasty rozdział.
Dziękuję za komentarze pod poprzednią notką, jesteście wspaniali.
Żeby chociaż troszkę zrekompensować Wam to, że czekaliście tak długo, za chwilę opublikuę mała niespodziankę ;)
Mam nadzieję, że wybaczycie, i że mnie nie zostawicie.
Pozdrawiam,
Mrs Black