Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Wspomnienia z
poprzedniego wieczoru i nocy powróciły. Uśmiechnęłam się delikatnie. Poczułam
ciepłe promienie słońca na twarzy. Zapowiadał się piękny, majowy dzień. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, jakie szczęście
mnie spotkało…
Zaczęło się pół roku temu, w połowie listopada. Jako
Prefekci Naczelni zamieszkaliśmy w jednym dormitorium. Chcąc nie chcąc,
zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Wkrótce zostaliśmy przyjaciółmi.
Przekonałam się, że był świetnym chłopakiem, a maska, za którą skrywał się
przez tyle długich lat, była jedynie wymysłem jego rodziny i Czarnego Pana.
Właśnie, tyle długich lat. Dokładnie sześć. Sześć lat docinków, wyzwisk,
nienawiści, poniżania poszło w niepamięć. Bo jak ktoś mądry powiedział: „Czasem
między nienawiścią, a miłością istnieje tylko cienka granica.” Tak,
przekroczyłam tę granicę, pokochałam go.
Pokochałam tego zimnego z pozoru arystokratę. Człowieka, który mnie obrażał,
przez którego nieraz płakałam. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu,
poświęcaliśmy go sobie nie tylko na sprawy prefektów. Ale nadal nie miałam
odwagi wyznać mu moich uczuć. Bo i po co? Nie miałam pojęcia jaki jest jego stosunek wobec mnie. Gdybym mu to powiedziała, straciłabym tę przyjaźń.
Później jednak zaczęliśmy zachowywać się jak para, mimo, że nią nie byliśmy. On nigdy o nic nie zapytał, ja na nic
się nie zgodziłam. Pomimo tego, było nam razem dobrze. Chwile, które spędzałam
w jego objęciach, później w jego
łóżku, były najszczęśliwszymi momentami w moim życiu. Chociaż wcześniej spotkało
mnie tyle zła, jego towarzystwo,
uwaga i miłość wynagradzały wszystko.
Otworzyłam oczy i przekręciłam się na bok z zamiarem
przywitania się z ukochanym. Zdziwiłam się, że leżę w moim łóżku sama. W
pierwszej chwili spojrzałam na zegarek, było zbyt wcześnie, aby mógł być na
zajęciach, czy śniadaniu. Sekundę później zobaczyłam niedużą kartkę na poduszce
obok. Drżącymi ze zdenerwowania dłońmi sięgnęłam po nią.
Jeśli to czytasz, to
znaczy, że zapewne już nigdy więcej się nie zobaczymy. Nie wiem, czy tego nie
zauważyłaś, czy nie chciałaś, ale nasz „związek” nie miał ani przyszłości, ani
sensu. Bo, czy cokolwiek ma sens? Rodzimy się, żyjemy, umieramy. Być może jest
coś po tej „drugiej stronie”, może tam istnienie nabiera nowego znaczenia. Mam
nadzieję, że kiedyś się tam spotkamy. Nie wiem. Nikt z nas tego nie wie. Możliwe,
że po śmierci dusza błąka się pomiędzy
wymiarami, a ciało jedynie rozkłada w ziemi. Odbiegłem od tematu. Jesteśmy z
dwóch innych światów. To nie byłoby dobre dla Ciebie, tak samo jak dla mnie.
Nie było nam dane żyć w świecie bez ograniczeń, bez podziału na status krwi. Wierzę,
że nie będziesz mieć mi tego za złe.
Nie zobaczyłam go
później, ani tego dnia, ani na balu wieńczącym naszą edukację w Hogwarcie, ani przez
kilka lat po szkole. Wyjechałam za granicę, żeby uporządkować swoje życie. To
jednak nie pomogło. Wróciłam do Londynu, dostałam dobrą posadę w Ministerstwie
Magii. Wtedy zaczęłam go widywać, rzadko,
na korytarzach. Udawał, że mnie nie zna, zresztą, ja nie byłam lepsza. Postanowiłam
o nim zapomnieć, co wcale nie było
łatwe. W snach wciąż mnie nawiedzał. Jego
ręce na moim ciele, oczy, które zrzucały maskę obojętności, głos, który był
przepełniony miłością. Nienawidziłam go,
ponieważ go kochałam. Mimo to,
chciałam być choć trochę szczęśliwa. Zaczęłam odpowiadać na zaproszenia
przyjaciół. Od kiedy odszedł, byłam zamknięta w sobie, ale Harry, Ron i Ginny
byli przy mnie zawsze. Kilka lat po skończeniu Hogwartu, przyjęłam oświadczyny
Rona.
Teraz stoję na dworcu King’s Cross, na peronie 9 ¾. Żegnam
się z dziećmi, a on jest tak blisko, a
zarazem jest tak nieosiągalny. Patrzymy na siebie w tym samym momencie, wydaje
mi się, że widzę w jego oczach ból,
tęsknotę i to uczucie, z którym te zimne, stalowoszare tęczówki patrzyły kiedyś
na mnie. Właśnie, wydaje mi się. Na jego
twarz znów wpływa ten sam obojętny wyraz, oboje odwracamy wzrok. Jestem żoną Rona, mam wspaniałe dzieci, mimo
to, nigdy nie przestanę go kochać. Nie żałuję. Nigdy nie będę. Te sześć miesięcy
spędzone z nim, było najlepszym
czasem w moim życiu. Wiem, że to nigdy nie powróci. I choć jego widok sprawia mi tyle bólu, to gdybym mogła cofnąć teraz czas,
na pewno bym tego nie zrobiła. I co z tego, że ja, Hermiona Granger, przegrałam
życie, skoro byłam szczęśliwa?
________________________________________________________________
Witam.
Mam dla Was taką naprawdę krótką miniaturkę. Napisana pod wpływem impulsu, bo w moim życiu dzieje się ostatnio sporo rzeczy, niekoniecznie dobrych.
Myślę, że to, że jest smutna, Was nie zrazi, od czasu do czasu musi pojawić się coś takiego, żeby nie było tutaj za bardzo cukierkowo ;)
Liczę, iż wyrazicie swoją opinię w komentarzu. Piszę to opowiadanie nie tylko dla siebie i liczę na szacunek i podzielenie się ze mną choć krótką refleksją na temat tego, co "tworzę".
Ostatnio pojawił się też Rozdział 15, nie każdy widział, zapraszam.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że trzymacie się lepiej niż ja ;-;
Mistress Black
Smutno się zrobiło a ja lubię gdy jest cukierkowo... jednak i tak bardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Cudo! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te skreślenia! Nie wiem czemu, ale są świetnie! Pisz dalej! I moze ja zaproszę do siebie :) http://dramione-is-my-life.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚliczne :* Te skreślenia są na serio fajne. Miałaś świetny pomysł :) Jak zwykle świetnie :*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny + obserwuję :*
Wpadniesz do mnie?
http://wyslemycisedeszhogwartu.blogspot.com/